numer 20 - marzec - kwiecień 2004

Być ze Swamim w Kodaikanal 

 (Spotkanie z Anilem Kumarem)

    Mówi się, że Prasanthi Nilayam jest biurem Swamiego, Brindawan — Jego domem, a Kodaikanal — Jego placem zabaw. W pewnym sensie sprawdza się to szczególnie w przypadku Kodaikanal, gdyż to tutaj można zobaczyć cząstkę Sai z lat czterdziestych, zwłaszcza gdy w grę wchodzą Boskie Lile. Pobyt w tym miejscu trwa tylko kilka tygodni, lecz jakże nadzwyczajne są to tygodnie dla tych szczęśliwców, którzy zostali pobłogosławieni bliskością Boskości!

Kodaikanal jest górską stacją w południowych Indiach, ponad 100 km na południowy wschód od Bangalore, w pobliżu miast Madurai i Palani. W minionych latach Swami każdego lata zabierał z sobą do Kodai grupę wybranych uczniów. By przybliżyć wam atmosferę w Kodai, odtwarzamy poniżej zapis rozmowy między Prof. Anilem Kumarem i Prof. Ganashan Venkataramanem nadanej wcześniej w Radio Sai. Obaj pracują w Śri Sathya Sai Institute of Higher Learning [na uniwersytecie Sai].

Prof. Ganashan Venkataraman: Witaj, Anil Kumar Garu, w studio Radio Sai. Zwykle zaczynam prosząc naszych gości, by się przedstawili. Naturalnie, w twoim przypadku jest to zbyteczne. Nie mówię, że jesteś drugi [ang. next] po samym Bogu, ale niewątpliwie stoisz tak często obok [ang. next] Boga, że większość ludzi na pewno cię zna. Niemniej, myślę że większość z nas nie wie jak trafiłeś do Swamiego. Może więc powiesz nam w wielkim skrócie, jak przyszedłeś do Swamiego. Chcielibyśmy wiedzieć, jak On w twoim przypadku pociągał za sznurki, by przyciągnąć cię do siebie.

Prof. Anil Kumar: Jestem Anil Kumar ze stanu Andhra Pradeś i należę do zrzeszenia Brahma Samadź, założonego przez Rajarama Mohana Roya. Nasze rodziny należały do tej organizacji wyznaniowej, Brahma Samadź, przez ostatnie trzy pokolenia.

GV: Co jest szczególnego w tym Brahma Samadźu?

AK: Brahmo[1] nie praktykują oddawania czci figurom. Wyznawca tego samadźu wierzy we współpracę międzywyznaniową i w zbiorowe praktyki religijne. Brahma Samadź nie akceptuje klas społecznych czy systemu kastowego. Wierzy, że wszystkie religie są równe. Działa na rzecz emancypacji kobiet.

GV: Czy zatem jest w tej filozofii wszystko, o czym mówi wedanta?

AK: Tak. Właśnie dlatego o założycielu, Rajaramie Mohanie Royu, mówi się czasami jako o Proroku współczesnych Indii. Obaj moi dziadkowie byli misjonarzami brahmo, którzy całe swoje życie dedykowali tej sprawie. Do Swamiego po raz pierwszy przyjechałem w 1970 r. z powodu problemu rodzinnego. Moja żona była chora. Byłem z nią u trzynastu lekarzy, wydając tysiące rupii. Po przyjeździe do Swamiego całkowicie wyzdrowiała. Od dziecka, dzięki mojemu dziadkowi, interesowałem się filozofią. Po uzdrowieniu żony zacząłem czytać literaturę Sai i wkrótce stwierdziłem, że Baba wyjaśnia ideały Brahma Samadźu lepiej niż sam założyciel, Rajaram Mohan Roy! Skutek jest taki, że jestem teraz lepszym brahmo niż kiedykolwiek wcześniej.

GV: Tak, Swami ciągle mówi: bądź dobrym chrześcijaninem, bądź dobrym muzułmaninem, bądź dobrym Żydem itd. Jesteś bardzo dobrym nauczycielem i wiesz także dużo o tym, jak Swami jako Najwyższy Nauczyciel kształtuje uczniów. Zamierzam więc zadać ci kilka związanych z tym pytań. W szczególności, chciałbym żebyś podzielił się z naszymi słuchaczami porywającymi przeżyciami z Kodaikanal. Mówi się, że Kodaikanal jest placem zabaw Swamiego, podczas gdy Prasanthi Nilayam jest Jego biurem, Brindawan zaś — domem. Ile razy byłeś na tym placu zabaw?

AK: Przynajmniej sześć razy.

GV: To bardzo dobry wynik i przypuszczam, że przyszłość przyniesie ci jeszcze wiele takich wyjazdów.

AK: Dziękuję.

GV: Wyprawa do Kodai wydaje się być nadzwyczajnym wydarzeniem i mającym też specjalny cel. Czy zechciałbyś nam opowiedzieć o podróży do Kodaikanal, od samego początku?

AK: Uczniów i studentów na ten wyjazd wybiera Swami, a wybór opiera się na wszystkich aspektach ich osiągnięć w szkole: wyniki z przedmiotów programowych, zachowanie, religijność, osiągnięcia sportowe i w grach, a także artystyczne. Wszyscy utalentowani i oddani zostają wybrani przez Bhagawana do wyjazdu z Nim. Do towarzystwa dołącza też kilku nauczycieli. Kodaikanal jest bardzo pięknym miejscem. Gdybym miał powiedzieć jak może wyglądać raj — cóż, nie może on być niczym innym niż Kodaikanal.

GV: Kiedy Swami zazwyczaj wyjeżdża do Kodaikanal?

AK: Zwykle wyjeżdża na początku kwietnia i wraca przed 5 maja. Tak więc, spędza tam z grubsza miesiąc. Ale były przypadki, że pozostawał tam też 6 maja i Dzień Iśwarammy obchodził w Kodaikanal. Zdaje mi się, że zdarzyło się tak dwukrotnie. Pobyt w Kodaikanal jest tak interesujący, gdyż Swami przebywa wtedy bardzo blisko chłopców, a oni mogą nauczyć się od Niego bardzo wielu rzeczy.

GV: Domyślam się, że chłopcy są również bardzo blisko Swamiego.

AK: Tak, bardzo.

GV: Ile godzin dziennie Swami zwykle przebywa z nimi?

AK: Zaraz po śniadaniu spędza z nimi godzinę. Potem Bhagawan wychodzi, by udzielić darśanu wielbicielom i przyjąć ich na audiencji. W tym czasie chłopcy idą na mały spacer nad jeziorem i wracają do godz. 9:30. Od 9:30 do 11-tej Swami znów rozmawia z chłopcami, po czym następuje obiad. Dalej, około drugiej mamy herbatkę. Od 2:30 do 4-tej Swami ponownie rozmawia z chłopcami. Między godz. 4 i 5 jest publiczne spotkanie, w którym chłopcy też uczestniczą. Po tym spotkaniu Swami rozmawia ze studentami i wybranymi wielbicielami, a rozmowa ta toczy się wokół tematów wieczornego spotkania.

GV: Czy te publiczne spotkania obejmują też Dyskursy?

AK: Tak, oczywiście; Dyskurs jest wygłaszany w bhadźanowym holu Sai Sruthi [Śruti], w tamtejszym mandirze Sai.

GV: Zatem, od rana do wieczora Swami cały czas mówi?

AK: Przynajmniej pięć dyskursów dziennie!

GV: Mój Boże!

AK: Cztery z tych dyskursów są przeznaczone wyłącznie dla uczniów i studentów. Nawiasem mówiąc, cudownie jest oglądać jak Swami traktuje chłopców. Wypytuje ich o rodziny, braci itd.

GV: W porządku, przejdźmy do szczegółów i zacznijmy od Bangalore — On zawsze wyrusza stamtąd, prawda? Z pewnością przejazd z Bangalore do Kodaikanal musi być ekscytujący. Opowiedz nam wszystko o podróży z Bangalore do Kodaikanal.

AK: Grupa uczniów i studentów jedzie w klimatyzowanym autobusie z wyściełanymi, odchylanymi siedzeniami. Swami każe wszystkim chłopcom wsiąść do tego pojazdu, który jest wyładowany słodyczami, owocami i rozmaitymi artykułami spożywczymi. Można najeść się po uszy — jeść całą drogę aż do Kodaikanal. Po drodze Bhagawan zatrzymuje się w przynajmniej piętnastu do dwudziestu miejscach. To dlatego, że stan Tamil Nadu, w którym znajduje się Kodaikanal, ma wszędzie mnóstwo wielbicieli Sai. Każda wioska w tym stanie ma ośrodek Sai. Wielbiciele wzdłuż drogi wznoszą olbrzymie pandale[2] i siedzą w nich, śpiewając bhadźany w oczekiwaniu na Babę. Swami zatrzymuje się, wysiada ze swojego samochodu, błogosławi wszystkich wielbicieli, robi szybką rundę, przyjmuje arati i z powrotem wsiada do samochodu.

GV: Czy także odbiera listy?

AK: Tak, zbiera listy, uśmiecha się i wypytuje: „Jak się miewasz?” A gdy wraca do samochodu, konwój rusza dalej.

GV: Ile czasu zajmuje wam przejazd z Bangalore do Kodaikanal, wliczając przerwy na obiad itp.?

AK: Wyjeżdżamy z Bangalore około 5 godz. rano i dojeżdżamy do Kodaikanal o 5:30 lub 6-tej wieczorem.

GV: Dwanaście godzin?

AK: Dwanaście godzin jednym ciągiem, a są pewne ważne miejsca, takie jak Dindigul, Salem i Coimbatore, gdzie zbierają się wielkie grupy, jakieś dwadzieścia pięć tysięcy ludzi.

GV: Dwadzieścia pięć tysięcy?

AK: Tak, i czekają na Bhagawana. Inne ośrodki liczą po nie mniej niż tysiąc albo dwa tysiące wielbicieli. Ale w tych wielkich miastach wiele lat temu Bhagawan zwykł przemawiać do wielbicieli. Ciągle Go pamiętają i dlatego zbierają się tak licznie, gdy Swami przejeżdża tamtędy w drodze do Kodaikanal. Po przybyciu do Kodai Swami rozdaje wszystkim chłopcom śpiwory. Gdy w nie wejdą i zapną zamek błyskawiczny, trudno zgadnąć czy jest to jutowy worek ryżu, czy w środku śpi chłopiec! To nie wszystko. Następnego dnia rano Swami rozdaje komplety zawierające szczoteczkę do zębów, pastę do zębów, krem do golenia, płyn po goleniu, żyletki, brzytwy itd. Są też ręczniki, nowe ubrania, aparaty fotograficzne i wiele innych rzeczy. Pełna walizka prezentów w postaci rzeczy codziennego użytku oraz pewne pamiątkowe podarunki, które chciałoby się zachować dla potomności.

GV: Zatem możecie wyjechać zupełnie bez bagażu, a nagromadzić jego mnóstwo?

AK: Zabierasz jedną walizkę, a przywozisz trzy!

GV: Co więc z nauczaniem o mniejszym bagażu[3] (śmiech)?

AK: Dalej, te okazałe posiłki. Na śniadanie mamy trzy dania, dziesięć na obiad, cztery na popołudniową herbatę i jeszcze raz dziesięć na kolację.

GV: Powiedz mi, Anil Kumar, jak po zjedzeniu tego wszystkiego wytrzymujecie nie zasypiając przez pięć sesji, gdy Swami przemawia (śmiech)?

AK: Dyskursy Swamiego działają pobudzająco na apetyt. Im więcej słuchamy, tym więcej jemy!

GV: Czyli pożywka dla żołądka, pożywka dla głowy i pożywka dla serca!

AK: Czasami Swami zabiera chłopców na piknik, gdzie niemal bawi się z nimi. Niekiedy nawet śpiewa z chłopcami. Zdarzają się różne zabawne sytuacje.

GV: Czy to wszystko przypomina ci Krisznę i Jego pasterzy, gopale?

AK: Tak, myślę że wszystko to jest powtórką, jak odgrywana taśma.

GV: Z wyjątkiem różnicy wieku między fizycznym ciałem Pana i tych, którzy są z Nim tym razem?

AK: Być może, ale Bhagawan przekracza wszystkie bariery czasowe, gdy materializuje pewne rzeczy. Jednego roku zmaterializował sygnet noszony przez Pana Ramę, który Rama otrzymał w prezencie od swojego ojca Daśarathy.

GV: Oo! Sygnet od Daśarathy?!!

AK: Właśnie. Był to sygnet z diamentem, a Swami uśmiechał się, gdy spoglądał wokół materializując drugi sygnet — tym razem z szafirem — sprezentowany Panu Ramie przez teścia, króla Dźanakę.

GV: Słyszałem, że takie sygnety są bardzo duże.

AK: Rzeczywiście bardzo duże. Powiedziałem: „Swami, jest niemal taki jak mój nadgarstek. Dlaczego ten sygnet jest taki duży?” Swami odpowiedział: „Pan Rama był adźanubahu ['o rękach do kolan']”, to znaczy kimś bardzo wysokim.

GV: Jakieś osiem stóp [2,4 m]?

AK: Tak. Potem Swami zmaterializował mangalasutrę, czyli święty medalion ślubny zawieszony na świętej nici. Miała go na sobie Matka Sita w czasie ślubu. Widziałem także jak Swami materializuje łańcuch noszony przez Rawanę.

GV: Rawanę?

 AK: Tak, cały zrobiony z 365 Śiwa Ling i posiadający u dołu wisiorek składający się z trzech dużych Śiwa Ling — jedna żółta, jedna zielona i jedna niebieska. Wszystkie 365 ling było wykonanych ze złota, a te trzy w wisiorku na środku — z kryształu. Taki łańcuch nosił Rawana.

GV: Co się później dzieje z tymi klejnotami?

AK: Wracają do Magazynów Sai (śmiech). Swami także zmaterializował złotą replikę jelenia, który urzekł Sitę, przez co potem popadła w tarapaty.

GV: Czy mogliście dotykać tych przedmiotów?

AK: Tak. Przy pewnej okazji Swami powiedział: „Jutro będzie uroczystość ślubu Balaramy (brata Kriszny) i Rewati. Wszyscy jesteście zaproszeni na obiad!” Oczywiście na drugi dzień mieliśmy bajeczny obiad, a po południu Swami opowiadał o ślubie Balaramy i Rewati. Pod koniec zmaterializował wspaniały, wysadzany diamentami naszyjnik o trzech lub czterech rzędach diamentów.

GV: Mój Boże! Jak duży był ten naszyjnik?

AK: Około 15 cm. Na środku naszyjnika w kształcie łuku na złotym łańcuchu wisiał łabędź. Łabędź był przeźroczysty i można było zobaczyć co ma w środku. Wszyscy zaczęli mu się przyglądać. Swami podszedł do mnie i powiedział: „Popatrz w głąb.” Zrobiłem to i w środku żołądka tego ptaka zobaczyłem Bhagawana Babę, leżącego w klasycznej pozycji Pana Narajany spoczywającego na swoim tysiącgłowym wężu, Adiśeszy. To właśnie zobaczyłem. Było to absolutnie fantastyczne. Swami zmaterializował także ćudamani, czyli ozdobę noszoną zwykle przez Sitę na głowie. Było to to ćudamani, które Hanuman przyniósł Ramie na dowód, że spotkał Sitę.

GV: Jak chłopcy zachowują się przy takich okazjach? Pewnie przenoszą się do innego świata.

AK: Rzeczywiście, do całkowicie innego świata. Tak się zbliżyli, że pozwalali sobie prawie na zamęczanie Swamiego; nalegali: „Swami, pokaż nam to, pokaż!” Swami dawał wszystkim wiele okazji obejrzenia z bliska tych zmaterializowanych przedmiotów. Zostawiał je na stole, tak że każdy mógł później, w wolnej chwili je oglądać. Robiono zdjęcia i niektóre z nich znajdują się teraz także w naszym Muzeum.

GV: Fantastyczne! Czy pamiętasz jakieś wzruszające, spektakularne albo krzepiące zdarzenia? Jestem przekonany, że musiały takie być.

AK: Było takie zdarzenie ze studentem ze stanu Kerala.

GV: Jak dawno temu to się działo?

AK: Jakieś sześć może siedem lat temu. Swami wykazywał szczególną troskę o tego chłopca. Zastanawialiśmy się dlaczego. Prawdę mówiąc, byłem nawet zazdrosny! Swami zmaterializował dla niego sygnet, dla niego łańcuch, dla niego zegarek itd. Zdawało się, że cały ten wyjazd był zorganizowany tylko dla tego chłopca! Po kilku dniach Swami zmaterializował dla niego parę kolczyków do uszu.

GV: Kolczyków?

AK: Tak, kolczyków, jakie noszą tylko dziewczyny. Dlaczego zmaterializował kolczyki dla chłopca? Po prostu nie mogliśmy tego pojąć. Następnego dnia Swami zmaterializował drugą parę kolczyków dla tego samego chłopca. Pomyślałem sobie w duchu: „Swami, mam trzy córki, możesz też mnie dać takie (śmiech), dlaczego tylko temu chłopcu, który nie ma własnej rodziny?” Później, po tygodniu, podczas wygłaszania dyskursu Swami powiedział: „Wielu z was dziwi się, dlaczego Swami darzy specjalnym zainteresowaniem pewnego chłopca. Niektórych szczególnie ciekawi, dlaczego dałem temu chłopcu kolczyki do uszu. Ten chłopiec dawno temu stracił matkę. Widziałem go jak płacze siedząc w kącie. Przywołałem go do siebie i spytałem o powód. Wtedy opowiedział mi o śmierci matki i o tym jak bardzo pragnęła podarować kolczyki swoim dwóm córkom, tj. dwóm siostrom tego chłopca. Matka zmarła nie zdążywszy zrealizować tego zamiaru. Jestem jego Matką, jak również tych dwóch dziewczyn. Kto inny miałby się nimi zaopiekować? Dlatego właśnie zmaterializowałem dla tego chłopca wiele rzeczy. Rzadko możecie zrozumieć, co robię. Cokolwiek robię i mówię, ma głębszy sens i wewnętrzne znaczenie. Sfrustrowany ojciec chłopca chciał popełnić samobójstwo. Sprawiłem, żeby przyjechał tutaj i przyjąłem od niego obietnicę, że nie będzie próbował odebrać sobie życia. Teraz opiekuję się tą rodziną. Od tamtego dnia chłopiec zaczął się uśmiechać.” Ta historia naprawdę mnie wzruszyła. Powiedziałem: „Swami, jesteś Matką nad matkami, droższy i bliższy niż fizyczna matka. Tobie naprawdę na nich zależy.” Jestem pewien, że nikt z nas nie jest w stanie pojąć głębi i intensywności Miłości Swamiego.

GV: Tak, to prawda. Swami zawsze żywi takie uczucie względem nas; tylko my nie potrafimy tego dostrzec. Chodzimy wypowiadając wszelkiego rodzaju niemądre stwierdzenia typu 'Swami gniewa się, więc nie będzie rozmawiał' itp. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że Swami nie może być inny niż kochający. W tym kontekście Swami powiada, że Bóg nie zmienia się, a tylko człowiek się zmienia. Jednego dnia mówi, że Bóg jest dobry, innego że Bóg nie jest znów taki wspaniały! Problem leży w człowieku, a nigdy w Bogu.

AK: Tak, i daje On też przykład. Gdy jedziemy pociągiem do Bangalore i dojeżdżamy do miasta, mówimy 'Zbliża się Bangalore', a gdy wyjeżdżamy, stwierdzamy 'Bangalore oddala się.' Bangalore ani się nie zbliża, ani nie oddala. To tylko my przyjeżdżamy tam lub odjeżdżamy stamtąd.

GV: Jakieś pamiętne zdarzenie, które pozostało z twoich podróży do Kodaikanal?

AK: Tak. W Kodai Swami często rozdaje rozmaite rzeczy, w tym cukierki miętowe, tabliczki czekolady itd. Pewnego dnia nagle powiedział: „Rozdaję wam wszystkie te słodycze, byście jedli, ale jest tu jeden taki gość, co nie je; wszystko wrzuca do swojej torby. Dalej chłopcy! Przeszukajcie wszystkie torby.” Było to coś w rodzaju nalotu z urzędu podatkowego (śmiech)! Powiedziałem: „Swami, Bhagawanie, po co ten kłopot? To ja jestem tym, który nie je. Wszystko trzymam w torbie.” Bhagawan spytał: „Dlaczego to robisz?” Odpowiedziałem: „Swami, mam czworo dzieci. Liczą na coś ode mnie. Gdy przywiozę te najcenniejsze rzeczy, w rodzaju cukierków miętowych — cokolwiek Ty dajesz, to jest najwartościowsze dla wszystkich — gdy dam im te rzeczy, dzieci będą skakać z radości.” Swami rzekł: „O, tak się sprawy mają?” Potem powiedział do chłopców: „Odtąd dawajcie Anilowi Kumarowi po pięć sztuk słodyczy: cztery dla jego dzieci, niech je odkłada w torbie, i jedną dla niego, by jadł razem z wami i był szczęśliwy. Jakże mógłbym kiedykolwiek zapomnieć ten incydent? Nie przypominam sobie nikogo innego, kto kochałby mnie bardziej niż Bhagawan Baba. W istocie takie jest odczucie każdego wielbiciela. Dałeś mi okazję opisania mojego doświadczenia, ale takie jest również doświadczenie milionów wielbicieli na całym świecie.

GV: Czego Swami oczekuje w zamian za to wszystko? Jest to jedno z typowych ludzkich pytań, bo sam wiem, że Bóg nie oczekuje żadnej korzyści. W każdym razie, chcemy usłyszeć, co ty masz do powiedzenia.

AK: Swami chce tylko, byśmy nauczyli się od Niego, że tak jak kocha nas On, tak my będziemy kochać naszą rodzinę, bliźniego i Boga. A jest tak dlatego, że Bóg jest Miłością, a Miłość — Bogiem. Zawsze żyjcie w Miłości — oto Jego przesłanie.

GV: Mówiono mi, że któregoś roku w dniu Iśwarammy Swami rozdawał biednym ludziom koce, a potem wyszedł na zewnątrz, by rozdawać ludziom, którzy nie mogli przyjść do Sai Sruthi, czyli do mandiru w Kodai. Czy byłeś tam wtedy? Wydaje się, że było to bardzo niezwykłe i wzruszające wydarzenie. Mógłbyś nam o tym opowiedzieć?

AK: Tak, koce rozdano wszystkim biednym, którzy zebrali się w Sai Sruthi tego dnia, 6-tego maja obchodzonego jako dzień Iśwarammy. Nagle Swami powiedział: „Chodźmy!” Wsiadł do samochodu i konwój ruszył. Po drodze, gdziekolwiek zobaczył biednych ludzi, zatrzymywał samochód, wysiadał i zaczynał osobiście rozdawać koce.

GV: Czy wyjaśnił dlaczego to robi?

AK: Bhagawan powiedział, że należy robić wszystko, by pomóc ludziom biednym, potrzebującym i opuszczonym. Jest to nauka, którą każdy powinien sobie przyswoić od Bhagawana. Nie należy oczekiwać, że oni przyjdą do nas po pomoc; my musimy pójść do nich, do Daridra Narajany czyli Boga w przebraniu biedaka.

GV: Czy stało się tak również dlatego, że niektórzy z nich nie mogli przyjść, gdyż byli upośledzeni?

AK: Jak najbardziej. Ale nie tylko to; po drodze do Kodaikanal, kiedy Swami zauważał żebraka lub wiejską kobietę niosącą ładunek drewna opałowego na głowie, Jego samochód nagle zatrzymywał się. Swami przywoływał ich i dawał im pieniądze. Byli to ludzie, którzy nigdy przedtem nie widzieli Swamiego, ani nic o Nim nie wiedzieli, nie mówiąc już o tym, by wiedzieli że jest to Sai Baba. Ciągle robi tego rodzaju rzeczy. Gdy patrzę na Niego ze zdziwieniem, Bhagawan mówi: „Po prostu nie mogę znieść widoku takiego cierpienia tych biednych ludzi.” Myślę, że jeszcze bardziej cię podekscytuje, gdy powiem że w Kodai Bhagawan kupuje cukrową watę albo piankowe ciastka. Kiedyś kupił dwadzieścia pięć sztuk i zabrał ze sobą do samochodu — samochód był pełen tych słodkości. Później rozdał je VIPom (ważnym osobistościom). Byli zaskoczeni. Potem Bhagawan powiedział: „Czy wiecie dlaczego je kupiłem? Tutaj, w Kodaikanal, są pewni starzy ludzie, którzy nie mogą się poruszać, więc ich dzieci utrzymują ich przy życiu sprzedając te puszyste słodkości. Tak więc, gdy kupię je, wracają do domu z pieniędzmi, oddają je rodzicom i mają dzień zaliczony.” Od tego dnia wszyscy zaczęli kupować dmuchane ciastka. Za dwadzieścia pięć takich ciastek możesz zapłacić około dziesięć rupii, lecz Swami dał im pięćset rupii. Spytałem: „Swami, dlaczego tak dużo?” Odpowiedział, że dawał nie równowartość ceny, ale swoją Miłość. Nie była to cena ciastek, lecz miłość Bhagawana względem nich. Naprawdę byłem bardzo szczęśliwy, gdy jednego dnia zawołał chłopców i powiedział: „Słuchajcie, chłopcy. Widzieliście tutaj tybetańskie dziewczyny sprzedające wełnianą odzież. Idźcie wszyscy i kupujcie, aby je uszczęśliwić!” Gdy Sai Baba jest w Kodai, wszyscy tam robią bardzo dobry interes. Musiałeś słyszeć o słomkowych kapeluszach.

GV: O słomkowych kapeluszach? W istocie, myślę że posiadam zdjęcie Swamiego i Narasimhamurthy'ego w słomkowych kapeluszach.

AK: Pewnego dnia Swami wysiadł z samochodu, kupił słomkowy kapelusz i założył go sobie na głowę. Gdy tak Swami nosił ten kapelusz, niebawem całe Kodaikanal było pełne tych słomkowych kapeluszy. Bhagawan powiedział: „Widzisz, teraz mają mnóstwo pieniędzy i są bardzo szczęśliwi.” Są to wszystko biedni ludzie i wyczekują na przyjazd Bhagawana do Kodai, gdyż za Swamim postępuje Lakszmi (bogini dostatku) i troszczy się o ich życie. Któregoś dnia Swami wezwał dwie posługaczki, bardzo biedne kobiety, i dał im jedwabne sari. Zastanawiałem się dlaczego.

GV: Jak wybrał te dwie kobiety?

AK: Pracowały tam w aśramie myjąc naczynia. Swami dał im jedwabne sari. Spytałem: „Swami, jedwabne sari dla służących?” Swami popatrzył na mnie i odpowiedział: „To Ja daję; dlaczego ty płaczesz (śmiech)? Zazdrościsz?” Odrzekłem: „Nie, Swami, ale ich nie stać na te jedwabne sari; nie wiem dlaczego dajesz im tak drogie odzienie?” On powiedział na to: „Po to, by nosiły je i uczestniczyły w ślubach i tym podobnych uroczystościach. Gdy ubrane w te sari odwiedzą krewnych, powiedzą: 'Dał nam to Sai Baba.' Sprawi to im mnóstwo radości. Dlaczego myślisz w ten sposób?” Sai kocha wszystkich, a Jego Miłość jest jednakowa.

GV: On zawsze próbuje uszczęśliwiać ludzi.

AK: Bardzo uszczęśliwić.

GV: To znaczy, że my także powinniśmy próbować to robić. Powiedz mi, jak Swami, subtelnymi metodami, uczy studentów. Pytam o to, gdyż mówisz, że życie u boku Swamiego to doświadczenie. Jakie płyną z tego nauki?

AK: Przygląda się jak zachowuje się każdy student i natychmiast pokazuje braki.

GV: Roentgen w oczach!

AK: Jeśli jest jakieś potknięcie, On je zauważy. Na przykład maniery przy stole. Jak należy zachowywać się jedząc z innymi? Zwykle najpierw chłopcy podają. Jest tu wiele aspektów — jak podawać, jak przyjmować gości, jak okazywać gościnność, jak zwracać się do starszych, jak się ubierać, wszelkiego rodzaju drobne szczegóły. Dzisiaj rodzice nie mają czasu przyglądać się i pouczać. Są zajęci własnymi sprawami. Ale Bhagawan jest więcej niż rodzicem. Dba o swoich chłopców. Wynik jest taki, że chłopiec staje się tak dobry, iż jego rodzice zastanawiają się, czy to jest to samo dziecko. Gdy chłopcy opuszczają dom, są jednego rodzaju, gdy zaś wracają, są całkowicie odmienieni. Taką Swami czyni transformację.

GV: Czy nie odnosiłeś wrażenia, że to bardzo dziwne, iż Bóg wszystko to robi?

AK: Cóż, Bóg schodzi na ziemię zarówno w celu reformowania, jak i transformacji. Reformacji świata i transformacji wewnętrznej istoty.

GV: Mówisz, że Swami wybiera utalentowanych chłopców. Jak On w Kodaikanal ujawnia te uzdolnienia?

AK: Na wiele sposobów. Podczas bhadźanów każe im śpiewać. Później będą grali na instrumentach. Chłopcy z talentem do przemawiania są proszeni o publiczne wystąpienia.

GV: Czy są jakieś kawi sammelany czyli spotkania poświęcone poezji?

AK: Sathya Sai Institute jest dość wyjątkowy w takim sensie, że mamy studentów z wielu rejonów tego kraju. Mamy razem jakieś piętnaście języków. Tak więc, każdy student układa wiersz albo piosenkę we własnym języku. Któregoś dnia Swami organizuje kawi sammelanę czyli spotkanie poetów prezentujących swoją twórczość. Swami mówi do każdego chłopca: „Chodź, zaśpiewaj piosenkę albo wyrecytuj wiersz w ojczystym języku.” Gdy chłopiec to robi, Swami tłumaczy, dodaje wyjaśnienia i interpretacje, poza poprawianiem chłopca, kiedy się pomyli.

GV: Tłumaczy? Nawet gdy jest to wiersz w języku bengali?

AK: On tłumaczy wszystkie języki.

GV: Dlaczego więc potrzebuje ciebie [na tłumacza]?! Tak czy owak, jest to zadziwiające. Powiedz nam teraz coś o pikniku. Musi to być coś bardzo niezwykłego.

AK: Swami zabiera chłopców w rejon pobliskich gór. Całe towarzystwo bierze ze sobą paczki z żywnością. Wszyscy siadają kołem, a Swami zaczyna żartować z ubiorów i sposobu chodzenia chłopców, naśladując ich ku wielkiej uciesze wszystkich. Wszystko to odbywa się na luzie. Oczywiście, gdy On stroi sobie z kogoś żarty, w rzeczywistości ma to na celu pomóc danemu chłopcu poprawić jego błędy. Np., mówi: „Chodzisz jak kobieta,” a wskazany chłopiec będzie wiedział, jak ma chodzić właściwie. Popatrzy na innego chłopca i spyta: „Czemu jesteś taki gruby? Lepiej poćwicz trochę” i wszyscy się śmieją. Po takich żartach następują zabawy. Przygotowuje się małe kawałki papieru, na których wypisane są rozmaite polecenia, takie jak: musisz zatańczyć, powinieneś zaśpiewać, musisz opowiedzieć dowcip itd. Liczba tak przygotowanych karteczek jest równa liczbie osób siedzących w kole. Karteczkę wkłada się do pudełka i, przy akompaniamencie muzyki, pudełko wędruje z rąk do rąk. Nagle muzyka zostaje przerwana, a chłopiec, który w tym momencie trzyma pudełko, musi wykonać dokładnie to, co jest napisane na karteczce wewnątrz pudełka.

GV: Każdy dostaje karteczkę, włącznie ze Swamim?

AK: Włącznie ze Swamim.

GV: O, mój Boże!

AK: Zdarzyło się tak, że w grupie był Prof. Sampath. Dostał karteczkę. Prof. Sampath jest wspaniałą osobą, dobrze znanym naukowcem, człowiekiem z poczuciem humoru i uosobieniem ludzkich wartości. Gdy przyszła kolej na Prof. Sampatha, na wyciągniętej karteczce widniało: 'Masz zaśpiewać piosenkę.' Profesor powiada: „Swami, ja nie mogę śpiewać.” Swami na to: „Nie mogę ci nic pomóc. Musisz stosować się do reguł zabawy i zrobić to, co tam napisane.” Prof. Sampath zaczął prosić: „Swami, czy nie można mnie zwolnić?” Śmiejąc się wesoło Swami powiedział: „Nie, nie. Powinieneś zrobić to, co jest napisane na karteczce.” Profesor zaczął śpiewać swoim chropawym głosem; nie zwykł w ogóle śpiewać. Wszyscy zaczęli sobie wkładać palce do uszu, by go nie słuchać. To jeszcze bardziej rozbawiło zebranych. Wszyscy aż zwijali się ze śmiechu.

GV: Pamiętam tę historie z opowiadania Prof. Sampatha. Wszystko to robił dobrze się bawiąc. Jest bardzo szlachetną osobą — wspaniały człowiek. Tak więc, gdybyś miał podsumować to cudowne przeżycie, jakie Swami stwarza w Kodaikanal, co byś powiedział?

AK: Cóż, w Kodaikanal otrzymujemy liczne sposobności zadawania Bhagawanowi dowolnych pytań, obejmujących każdy temat pod słońcem. Chłopcy czerpią również z tego, co tam oglądają. Gdy wyjeżdżają z Bhagawanem, widzą tysiące wielbicieli czekających na poboczach drogi. Wtedy uświadamiają sobie, jak wielkie spotkało ich szczęście! Mówią do siebie: „Ci ludzie wyczekiwali w chłodzie od wczesnego rana, by tylko przelotnie ujrzeć Bhagawana. My zaś cały czas jesteśmy ze Swamim. Mamy wielkie szczęście.” Takie jest ich pierwsze wrażenie. Z drugiej strony, Swami patrzy jak jakiś chłopiec coś je. Dopilnuje, żeby otrzymał dodatkową porcję. A jak On troszczy się o nich! Ta nadzwyczajna troska i miłość w naturalny sposób oddziałują na chłopców i właśnie to przynosi ich transformację. Pytają: „Co mogę zrobić w odpłacie za cały ten czas, jaki On mi poświęca, i za całe zainteresowanie, miłość, jaką mi okazuje? Jak mam się odwdzięczyć?”

GV: Co na ten temat mówi Swami?

AK: Mówi: „Niczego od was nie chcę. Chcę wyłącznie, byście zasłużyli na swoje dobre imię, na dobre imię rodziców i waszej instytucji — jest to sposób na wyrażenie Bhagawanowi wdzięczności.” Mówi też: „Rób dobrze, bądź dobry, postrzegaj dobro” — taka jest kwintesencja Jego nauk.

GV: Jest to niewyobrażalne. Ta audycja będzie słyszana na całym świecie, tak więc przeżycia z Kodaikanal zanosisz dosłownie tysiącom ludzi na całym świecie. W Radio Sai jesteśmy ci bardzo wdzięczni i mamy nadzieję, że będziemy mieli więcej okazji rozmawiać z tobą na te tematy. Po następnej wyprawie do Kodai najlepiej zgłoś się natychmiast tu do naszego studia, by nam wszystko opowiedzieć!

AK: Z niecierpliwością wyczekuję takiej okazji.

GV: Mam nadzieję, że choćby dla tego powodu zostaniesz zabrany na następny wyjazd! Dziękuję bardzo i Sai Ram.

AK: Dziękuję wam i Sai Ram.

[z Heart to Heart 3 – 5/2004; tłum. KMB]

powrót do spisu treściu numeru 20 - marzec - kwiecień 2004


[1] Brahmo – członkowie organizacji wyznaniowej Brahma Samadi.

[2] Pandal prowizoryczny pawilon wznoszony za pomocą czterech słupów podczas niektórych uroczystości religijnych oraz ceremonii ślubu (Słownik Cywilizacji Indyjskiej).

[3] Swami uczy: mały bagaż – lżejsza podróż, duży bagaż – wiele przywiązań i kłopotów w czasie podróży życia.

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.