numer 19 - styczeń - luty 2004

Liścik z Indii...

Irena Czajkowska

     Po 5 latach nieobecności wyjechałam z Iwą Rosińską ponownie do Indii. Z Frankfurtu towarzyszył nam Stasiu S. z Mazur. Oni oboje po raz pierwszy do Puttaparthi a ja ... chyba po raz ... nasty. Pierwszy raz byłam 1988 roku. Ha, gdzie te czasy... Baba chodził wokół nas, był bliziutko, można było nieraz dłonią Go w czasie darszanu dotknąć. Plac był mały i taki jakiś kochany. No tak - ale to wspomnienia. Otóż zajechaliśmy po nocnym przylocie do Bangalore rano do aśramu. Godzina może 8?

Irenka Czajkowska (z prawej) z Jadzią

Z powodu darśanu czekaliśmy. Pierwsze wrażenia. Biuro acomodation już nie znajduje się tam gdzie zawsze (mieściło się w maleńkiej ciasnej izdebce), a w okazałym budynku. Jest dużo miejsca zarówno dla oczekujących na zameldowanie bhaktów jak i dla sewaków. Przydzielono nam tutaj pierwszą przykrą niespodziankę pokój z „zapachami” (w budynku N7), na parterze. No cóż Baba... Dziękujemy i za to... Smutno nam było że mamy taki niegościnny pokój i postanowiłyśmy prosić o przeniesienie, a w ogóle rozejrzeć się za innym. 

Irenka w "Domu polski" na tarasie

  Marzył mi się pobyt w Domu Polskim[1]. Tyle tam zieleni, pamiętałam z oględzin. Od razu udałyśmy się tam. Ale wszystkie miejsca zajęte. Ha trudno... Jadzia jak i Mariusz tak nam powiedzieli. Ale Jadzia obiecała, no i Mariusz też tak jakoś spojrzał na nas miło.

Spotkaliśmy się koło posągu Ganeśy po popołudniowym darśanie. Po co to opisuję? Ale miejsca nie ma. W nocy, tej pierwszej po pobycie, budzę się nagle ... i wydaje mi się że cały pokój jest w złotej poświacie. Jakby u góry postać Baby, jeszcze bardziej okolona kolorami tęczy. Odczułam taką jakąś niebiańsko-kosmiczną miłość promieniującą z całej postaci jak jeszcze nigdy dotąd. Był to darśan darśanów. Wiedziałam że po nim żaden więcej mi nie jest potrzebny i zrozumiałam dlaczego Sai Baba nazywany jest Awatarem miłości. Tak, to piszę wam kochani ja, która tyle lat jeździła do Indii, miała częste osobiste interview i inne z Nim spotkania. Ale tego dotąd nie doznałam. Za chwilę jakoś dalej spałam. Rano byłam szczęśliwa i wiedziałam że wszystko będzie dobrze i Baba załatwi nam piękny pokój i piękny pobyt. Tak się też stało. Jakoś Jadzia zwolniła swój pokój pozwalając na zamieszkanie w nim Włoszki, a my wprowadziłyśmy się z Iwą do dwuosobowego pokoju, który zajmowała. No i byłyśmy w Polish House...      

        Kochani, ażeby nie skłamać byłam może tylko na 3 darśanach, rano i 3 po południu...  

Zrobiło się potwornie gorąco. Mój organizm nie bardzo to znosił. Gdzie te czasy kiedy mogłam u Baby po 3 miesiące przebywać? Ale jak wiecie ten darśan darśanów koił moje serce.

W "Domu polskim", Irenka z prawej na krzesełku

Raniutko Iwa szła na darśan, a ja pilnowałam, ażeby pokój był dobrze przez hinduską parę watchmana u Mariusza Jabłońskiego posprzątany.

Potem Iwa wracała i jadłyśmy śniadanie. Przez siedem dni brałyśmy zabiegi lecznicze u doktora Rao. Rozkoszowałam się przyrodą i wspomnieniami jak tu było. Spotkałam przemiłych przyjaciół ze ścieżki duchowej. Spotkania były wzruszające, jak zawsze. Ale było też pożegnanie i o tym jakoś muszę wspomnieć. Nie wiem czy pamiętacie, 5 lat temu było spotkanie z parą z Izraela Hedwą i Shimszu Stahl. Ona nam opowiadała pod figurą Jezusa o swoich przeżyciach w czasie śmierci klinicznej, on wspominał że rodzina pochodzi z Polski. Było to swoiste pojednanie i dla nas grupy polskiej bo akurat wtedy coś zaczęło się ponownie mówić o smutnej historii w Jedwabnym (chodziło o spalenie Żydów w szopie przez Polaków przed wejściem Rosjan). Otóż ta para w czasie wojny między Irakiem a Kuwejtem najpierw zorganizowała pojednanie izraelsko-niemieckie, a później zapraszała wszystkich na cotygodniowy szabas piątkowy, podchodząc również do mnie. (Polaków wtedy wcale nie było jeszcze w Puttaparthi). Uzależniłam moje przyjście od zaproszenia również grupy muzułmańskiej, której jakoś jeszcze nie było. Przyjechała jednak spora grupa z Iranu i oni również ich zaprosili. Byłam bardzo zdenerwowana czy aby przyjdą. Siedziałam przy sewie po południu klejąc paczki z wibhuti i modląc się do Baby, aby w tym dopomógł. Na wszelki wypadek podeszłam przed tym szabasem (odbywał się na placu koło godziny 19 przed ostatnim szedem, tam teraz stoją budynki) do Irańczyków i łamaną arabszczyzną Allah inszalah próbowałam ich przekonać, aby jednak przyszli. Znali bardzo słabo angielski. No i przyszli! Zawiązały się z tego przyjaźnie, ale to inna historia. Niezapomniane chwile, kiedy wszyscy modliliśmy się do jednego Boga o rożnych imionach, kiedy zabrzmiały pieśni do Adonai, Allaha, Śiwy, Baby, Jezusa.. no i na końcu był prasad, bo wszyscy coś przynieśli, jakiś owoc do zjedzenia. Od tego czasu zawsze z radością tę parę Shimszu i Hedwę witałam, jak i poznanych Irańczyków. Ale teraz pożegnania. Dowiedziałam się, że Shimszu odszedł do Baby. A tak marzyłam że i oni do Polski może przyjadą. Co robiłam cały dzień w Domu Polskim? Uczyłam się leczenia praną (tak się złożyło, że Baba zezwolił że mogłam gorączkującym dzieciom Mariusza i jeszcze jednej rodziny, niejako „od ręki”, tę gorączkę zabrać). Poza tym miałam hinduską pacjentkę (sama była mistrzynią reiki), która twierdziła, że po zabiegach pranicznych tenże ból głowy po 4 latach jej minął. Widziałam to jako znak, że mam kontynuować tę drogę. Były 3 urocze spotkania z Polakami - u Jadzi, Ireny Kelly i w Domu Polskim.     

3 tygodnie minęły bardzo szybko. Gdyby nie ten 40-to stopniowy upał na pewno bym pobyt sprolongowała. Ale nie mogłam go dłużej znieść. Obiecałam sobie, że jak Baba zezwoli, ponownie przyjadę w grudniu.
          Nie wspomniałam o spotkaniu z Agnieszką z Białegostoku, która z wielkim wzruszeniem, dumą opowiadała mi o robieniu sewy przez grupę polską w muzeum Ćaitania Dżioti i o spotkaniu Leszka spod Krakowa. Wspominaliśmy sztukę teatralną w której grał rolę nawróconego bandyty. Było dużo śmiechu.

     Dziękuję Wam kochani bhaktowie, których spotkałam zarówno w Puttaparthi, jak i w ogóle w życiu, za całe dobro, którego od was doznałam i za łaskę Baby, że mogłam z wami pracować.

Om Sai Ram  
Irena Czajkowska        

PS   Miało być krótko a zrobiło się długo i dużo można by dodać. Ot, starsi ludzie lubią wspominać...     

powrót do spisu treści numeru 19 - styczeń - luty 2004


[1] Dom Polski – dom pobudowany niedaleko aśramu przez małżeństwo z Polski.

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.