Prawo a moralność  numer 18 - listopad-grudzień 2003

Ganesan Venkataraman

    Dr Venkataraman, były prorektor uniwersytetu Sathya Sai, jest znany naszym Czytelnikom ze swojego zaangażowania w sprawę Radio Sai (na tych łamach zamieściliśmy jego gorący apel o współpracę). Niedawno przy wspomnianym Radio utworzono piękne (ze względu zarówno na tekst, jak i oprawę graficzną) internetowe czasopismo, dwutygodnik, Heart To Heart, Radio Sai Listener's Journal (Z serca do serca, Czasopismo słuchacza) dostępny z oficjalnej strony Organizacji lub z www.radiosai.org. Poniżej zamieszczamy tłumaczenie całego artykułu Venkataramana zamieszczonego w numerze datowanym 15 grudnia 2003 r. oraz związane tematycznie wyjątki z poprzedniego wydania tego pisma (z 1 grudnia) zawarte w artykule p.t. Modern Education: The Malady and the Remedy.

Niedawno miało miejsce ważne orzeczenie Sądu Najwyższego Indii w związku z rzekomym postępowaniem niezgodnym z etyką zawodową jednego z czołowych polityków. Sąd, uniewinniając polityka, ogłosił uzasadnienie, a pewna popularna gazeta napisała, że było to „mieszane orzeczenie — zasadniczo całkowicie zgodne z prawem uniewinnienie powiązane ze stanowczą moralną dezaprobatą... Konkretniej, Sąd stwierdził, że mimo iż przepisy prawa nie zostały przekroczone, osoba, o której mowa, powinna „odpokutować zgodnie ze swoim sumieniem... Naturalnie, w związku z tym orzeczeniem pojawiły się liczne komentarze, a jeden z czytelników w liście do redaktora naczelnego pewnej gazety zacytował francuskiego filozofa Jacques Saurina, który stwierdził: „Prawo często dopuszcza to, co honor zabrania; zamiast kwestii 'czy jest to zgodne z prawem?' więcej ludzi powinno pytać ‘czy jest to honorowe?’” Chciałbym podzielić się refleksjami na ten temat.

Zacząłem od tych wypadków, by zwrócić uwagę na to, jak dalece ludzkość odeszła od wartości, do jakich kiedyś przywiązywała wielką wagę. Ongiś ważna była raczej zasada, a nie sucha litera prawa, lecz dzisiaj jest akurat na odwrót. W istocie, omijanie prawa zostało udoskonalone do poziomu sztuki, szczególnie w materii podatków. Unikanie płacenia podatków uznaje się za przestępstwo. A jednak prawo dopuszcza pewne ustępstwa, zaś sprytni doradcy podatkowi, jak się ich nazywa, mają pełne ręce roboty w podpowiadaniu bogatym klientom, jak uniknąć płacenia podatków. Skutek jest taki, że w wielu krajach ludzie skarżą się, iż to grupa najniżej zarabiająca płaci większość podatków, natomiast bogaci omijają ten obowiązek wykorzystując rozmaite luki prawne.

Gandhi często mówił, że jest Prawo Moralne rządzące Wszechświatem, ale dzisiaj niewielu uznaje istnienie takiego prawa. Prawem jest tylko to, co jest zapisane w kodeksie, a wszystko, co jest zgodne z tymi zapisami, uważa się za właściwe. Ludzie potrafią sugestywnie mówić o przepisach prawa, ale całą tę sprawę należy starannie rozważyć zaczynając od pytania: jakie prawo? Czy jest to Prawo Moralne, czy Prawo zapisane w kodeksach przez członków jakiegoś ciała ustawodawczego, którzy myślą, że tak powinno być. Mamy, na przykład, przypadek niewolnictwa, które przez długi czas było absolutnie legalne, ale moralnie było to największe z możliwych okrucieństw. Jeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia rażąca dyskryminacja rasowa w Południowej Afryce była traktowana jako legalna; ze strony bogatych krajów pojawiło się kilka kosmetycznych tylko sankcji, chociaż krzyczały one na całe gardło o łamaniu praw człowieka gdzie indziej. Ale ile z nich w rzeczywistości było poruszonych do głębi serca? Ciekawy jestem ilu z was oglądało film Attenborough’a o Gandhim. Jeśli oglądaliście, z pewnością nie zapomnieliście strasznej sceny przedstawiającej słynną masakrę Julianwala Bagh, w której w ciągu jednego popołudnia po prostu bezlitośnie wystrzelano około półtora tysiąca bezbronnych ludzi — młodych i starych. Co stało się z generałem, który wówczas rozkazał strzelać? Uznano, że postąpił zgodnie z prawem, gdyż 'bronił Imperium', jak to określono. Ale moralnie...?

Nie chcę prawić kazań ani perorować o tego rodzaju kwestiach, lecz poruszyłem je głównie dla zwrócenia uwagi na ważną sprawę, często wskazywaną przez Swamiego — zagadnienie duchowe w swej istocie. Wiąże się ono z tym, co On nazywa Atma Dharmą. Baba wielokrotnie podkreślał, że nikt — od króla do nędzarza — nie jest zwolniony z atma dhramy.

Co ta atma dharma znaczy? Jest to bardzo proste: „Nie będziesz czynił niczego, co jest wbrew twej Prawdziwej naturze, która jest wieczną Atmą.” Wyrażając, ponownie słowami Baby, to samo jeszcze prościej: „Postępuj zgodnie z Sumieniem, gdyż twoje sumienie jest twoim Mistrzem.” Shakespeare wyraził to samo, gdy w Hamlecie powiedział: „Przede wszystkim, Jaźni własnej bądź wierny!”

Połowa problemów świata, być może nawet większy ułamek, problemów osobistych i globalnych, znikłaby gdyby ludzie postępowali zgodnie z tą prostą regułą. Przykładowo, matka z wielkim poświęceniem wychowuje syna. Gdy syn dorasta, opuszcza matkę z jej problemami i wyjeżdża za granicę szukać łatwiejszego życia. Matka zostaje samotna, stara i bezradna. Niekiedy u chłopca odzywa się poczucie winy więc stara się przesłać pieniądze — pieniądze sumienia, jak niektórzy je nazywają. Chłopiec nie naruszył żadnego prawa żadnego kraju, ale czy nie jest winny największego przestępstwa, zwykłej niewdzięczności? Jednak nikogo to nie obchodzi, gdyż cały czas interesujemy się tylko przestępstwami wobec prawa.

Albo niedawna seria zbiorowych oszustw. Ludzie natychmiast zaczęli mówić o surowszym prawie i surowszym egzekwowaniu. Mało kto zastanowił się, dlaczego mamy do czynienia z masowym brakiem moralności w społeczeństwie. Swami dał odpowiedź. Jestem ciekawy ilu ludzi potrafiłoby przypomnieć ją tak z głowy. Oto ta recepta Swamiego: Po pierwsze, musi być Miłość do Boga. Po drugie, musi być strach przed grzechem (powiedziałbym, śmiertelny strach). Gdy obecne są te dwa czynniki, wówczas w społeczeństwie moralność jest automatycznie zapewniona.

Tak, ta na pozór prosta dwupunktowa reguła jest niezawodnym rozwiązaniem na wszystko, od terroryzmu, przez zbiorowe oszustwa do okropnego widowiska przedstawianego przez AIDS, gdy tymczasem my wszędzie szukamy najrozmaitszych środków zaradczych na nękające nas problemy.

Pomyślcie o tym!     Dźej Sai Ram.

(Od tego miejsca następują wyjątki ze wspomnianego na wstępie wcześniejszego artykułu tego samego autora.)

Pamiętam jak to było zaledwie sześćdziesiąt lat temu. Dzieci otrzymywały dobre moralne wychowanie w domu, moralność panowała w szkole i na uczelni, jak również w miejscu pracy. Można powiedzieć, że w ogólności mieliśmy moralną atmosferę. Dzięki temu, gdy młodzi ludzie spotykali się, przynosili ze sobą swoje indywidualne moralne zbroje zahartowane w domu i w szkole. Tak więc, młodzież nie miała trudności w trzymaniu się moralnej drogi. Dziś wszystko to w większym lub mniejszym stopniu zanikło, za co odpowiadają dwa główne czynniki. Po pierwsze, rodzice nie mają czasu dla swoich dzieci, tymczasem nauczyciele nie mogą poświęcić dość czas na rozwijanie ich charakteru. Po drugie, mamy do czynienia ze zgubnym oddziaływaniem środków masowego przekazu podsycanym przez potęgę pieniądza. Wynikiem jest to, że wielka liczba nawet dobrych ludzi zaczęła myśleć, że satja i dharma (prawda i prawość) już nie działają.

Dzisiaj bardzo wielu tzw. intelektualistów zrzekło się swojej moralnej odpowiedzialności i milczy na temat wszelkich spraw związanych z wykroczeniami moralnymi, w obliczu których powinni zdecydowanie protestować. W istocie rzeczy wielu z nich dało się omamić opiniami promowanymi przez wpływowych ludzi związanych z mediami.

W tym miejscu chciałbym wspomnieć zdarzenie sprzed wielu lat. Był marzec i Swami przebywał wtedy w Brindawanie. Ja tam wówczas uczyłem. Pewnego wieczora po bhadźanach, w czasie zwykłego spotkania w 'Trayee', Swami rozpoczął swoim typowym pytaniem: „Emi samaćaram (co nowego)?” Ktoś ze starszych powiedział: „Swami, dziś rano zdarzyło się coś ekscytującego. Z kosmodromu Sriharkota z powodzeniem wystrzelono rakietę z satelitą biegunowym (PSLV). ” Swami na to: „Tak? Co ten statek będzie robił? ” Owa osoba odrzekła: „Swami, PSLV umieścił na orbicie satelitę z aparaturą do zdalnego monitorowania. Satelita może zdalnie wykrywać pożary lasów, mierzyć urbanizację, deforestację itd.” Tu dżentelmen ten wytrajkotał długą listę, lecz na Swamim nie zrobiło to widocznego wrażenia. Po chwili spytał: „Czy nauka nie dokonała już wielkich postępów?” „Tak, Swami.” „W takim razie, dlaczego najpierw nie wykorzystać owoców tego rozwoju dla dobra ludzkości, zanim wyda się więcej pieniędzy na badania?”

Jest to naprawdę celna uwaga, daleka od trywializmu. Żeby to uwydatnić, zwrócę uwagę na to, co się stało z telewizją w tym kraju. Kiedy w latach siedemdziesiątych była po raz pierwszy wprowadzana, twierdzono, że będzie używana przede wszystkim dla celów edukacyjnych i w umiarkowanym stopniu dla rozrywki. Telewizja jest potężnym środkiem i gdyby została zaprzęgnięta do kształcenia, mogłaby zdziałać cuda. Niestety, bardzo szybko została przejęta na robienie pieniędzy, prawie bez ograniczeń. Skutki wszyscy widzimy. W rzeczy samej, Swami nazywa telewizję telewiszam; wiszam znaczy trucizna! Oskarżenie kryjące się w tej grze słów jest naprawdę mocne.

Co więc począć? Na szczęście istnieje rada i, rzecz jasna, przychodzi od samego Swamiego. Odpowiedź padła jeszcze w 1968 r., gdy Baba przebywał w Bombaju. Podczas tego pobytu został zaproszony na Bharatiya Vidya Bhavan, Uniwersytet Kultury w tym mieście. Na spotkanie przyszła grupa uczonych i intelektualistów, a jeden z nich spytał: „Czy Indie powinny stać się krajem nuklearnym, czy nie?” Nawiasem mówiąc, działo się to na sześć lat przed pierwszym indyjskim testem urządzenia opartego na energii jądrowej. W odpowiedzi Swami najpierw zwrócił uwagę na braci Pandawów. Powiedział, że chociaż Bhima był niezrównany w sile a Ardźuna przodował w strzelaniu z łuku, obaj dawali pierwszeństwo starszemu bratu Dharmadźy. Działo się tak dlatego, że Dharmadźa zawsze trzymał się dharmy. Dalej Baba mówił: „W dzisiejszym świecie Ameryka jest niczym Ardźuna, a Rosja niczym Bhima. Indie muszą być podobne Dharmadźy. W praktyce Indie muszą wzmocnić raczej swój moralny kręgosłup, a nie wojskową potęgę.” Ciekawe, że wcześniej dokładnie o tym samym marzył Swami Wiwekananda — także chciał, by Indie stały się Moralnym Liderem świata.

Przesłanie jest gromkie i klarowne: musimy uczynić wszystko co możliwe, by powrócić do moralnego stylu życia. Nie ma powodu, by do tego powrotu podchodzić z onieśmieleniem. Wystarczy mieć przekonanie w Moc Moralności. Jest to moc Boga, a w całym wszechświecie nie ma innej mocy, która mogłaby do niej choćby się zbliżyć; lecz musimy w to mocno wierzyć. Jeśli uwierzą w to rodzice i nauczyciele, wówczas będzie można osiągnąć rzeczy, które teraz zdają się niemożliwe.

Nie trzeba obawiać się, że powrót do moralnego stylu życia oznacza wycofanie się z nowoczesności. Byłoby to całkowicie błędne podejście. Wystarczy po prostu dobrze przyjrzeć się szkołom Swamiego. Wszystkie placówki oświatowe założone przez Bhagawana Babę skutecznie połączyły edukację z educare, we właściwych proporcjach dając wykształcenie pozwalające na zapewnienie środków do życia i wykształcenie na samo życie.

[z Heart To Heart tłum. KMB]


powrót do spisu treści numeru 18 - listopad-grudzień 2003

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.