Adopcja Serca            numer 11 wrzesień-październik 2002

Ponad pół roku temu adoptowałam chłopca z Afryki. Przeczytałam o takiej możliwości w czasopiśmie „Zwierciadło” i wysłałam zgłoszenie na warszawski adres Księży Pallotynów zamieszczony pod artykułem. Odpowiedź nadeszła bardzo szybko i już wkrótce otrzymałam dane chłopczyka z Rwandy, o którego byt miałam się odtąd troszczyć. Ten „byt” to na poziomie materialnym 15 dolarów (ok. 60 zł) miesięcznie, co pozwala opłacić koszt wyżywienia dziecka i jego szkolne potrzeby (szkoła podstawowa w Rwandzie jest płatna). Jak przeczytałam w informatorze, to bardzo ważne, żeby dziecko chodziło do szkoły, gdyż później daje mu to możliwość zdobycia pracy i życia bardziej godziwego od tego, jakie prowadzi większość wynędzniałych i zagłodzonych Rwandyjczyków. Zobowiązałam się do opłacania ustalonej kwoty do osiemnastego roku życia chłopca.

Od tamtego czasu otrzymałam z Biura Adopcji Serca wiele istotnych informacji – o tamtejszym sposobie życia, kulturze Rwandyjczyków, o działalności polskich sióstr i księży oraz skrupulatne raporty finansowe ukazujące, jak wydatkowane są pieniądze moje i innych Rodziców należących do Adopcji Serca. To miłe uczucie wiedzieć, że nie są one wrzucane do jednego worka „na jakieś anonimowe, głodne dzieci afrykańskie”, ale wspierają konkretnego człowieka – konkretne, osierocone dziecko, które odtąd będzie miało co jeść i może będzie się częściej uśmiechać. Po części sprawę tę czyni bardziej osobistą wymiana listów między rodzicami a dziećmi. Napisałam już pierwszy list do mojego synka i wysłałam mu swoje zdjęcie. Czekam na odpowiedź, ale to bardzo długo trwa, gdyż korespondencja dochodzi nieregularną pocztą misjonarską, poza tym Paciphique nie chodzi jeszcze do szkoły, więc nie umie pisać. Może podyktuje kilka słów jakiejś siostrze, ta zapisze je po francusku, a potem wolontariusze w Warszawie przetłumaczą je dla mnie na polski. A może coś narysuje? Gdyby nawet nic do mnie nie napisał, i tak będę zadowolona z tego, że jest. Mój czarnoskóry, sześcioletni, przyszywany synek Paciphique.

    Zabawnie było pisać list i wtrącać w nim zdania w dialekcie kinyarwanda, których listę otrzymałam od księży. Wysłałam mu też kolorową kartkę i nalepki – podobno są to rzeczy, które sprawiają tamtejszym dzieciakom największą radość.

    Spoglądam na zdjęcie mojego chłopca. Ma ciało dziecka, lecz poważna twarz jest dorosła, a smutne oczy mówią o tym, że widziały o wiele więcej niż niejeden dorosły w Europie – okropności wojny, barbarzyństwo, śmierć rodziców. Że płakały z powodu osamotnienia, lęku i braku miłości. Czuję, że oprócz pieniędzy ten chłopczyk potrzebuje moich dobrych myśli, modlitwy i energetycznego wzmocnienia – poczucia, że jest ktoś na tym świecie kogo obchodzi właśnie on. Czy możliwa jest psychiczna więź na odległość? Wierzę, że tak.

   Zainteresowałam Adopcją Serca wielu znajomych, którzy poszli w moje ślady i zaopiekowali się afrykańskimi dziećmi. Czasem jest i tak, że kilka osób składa się na jedno dziecko. Inni, nie mogąc sobie pozwolić na comiesięczne wpłaty, wpłacają jednorazowo lub od czasu do czasu na konto ogólne, z którego dożywiane są dzieci nie mające opiekunów. Cieszę się, że tyle jest wokół mnie ludzi, którzy chcą z serca pomagać drugiemu człowiekowi.

   To smutne, lecz spotkałam się również z negatywnymi reakcjami, dlatego niemal od początku nie opowiadam wszem i wobec o moim synku. Niektórzy jednak widzieli jego zdjęcie, które stoi na półce i zaczynali wypytywać. Były osoby, które słysząc całą historię odnosiły się do niej z rezerwą, albo wręcz krzywiły się. Kwestionowały czystość moich intencji, nie wprost sugerując, że pewno zrobiłam coś takiego, żeby pokazać jaka jestem wspaniałomyślna i szlachetna, a tak naprawdę niewiele dbam o to dziecko. Padały ironiczne pytania typu: „A w Polsce to nie ma biedy, żeby do Afryki pieniądze wysyłać?” „Czy nie szkoda trawić funduszy na leniwych Murzynów, którzy i tak pozostaną tacy jacy są i będą dalej wyciągać rękę po jałmużnę?” „Czy jesteś pewna, że te pieniądze naprawdę tam dochodzą? A może ktoś zbija sobie niezły kapitał twoim kosztem?” Ciekawe, że zadawały je osoby raczej zamożne, które z łatwością mogłyby pozwolić sobie na podobny wydatek. Czy w ten sposób usprawiedliwiały własną obojętność?

    Nie chcę nikogo oceniać i nie muszę się tłumaczyć z mojej decyzji. Cieszę się z mojego synka. Nie czuję, żebym aż tak wiele mu dawała. To raczej on stwarza mi szansę rozwoju i możliwość poczucia się bogatą. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wiele mamy. Tak, w Polsce też są ludzie biedni, ale nie spotkacie tu dzieci z rozdętymi brzuchami, przypominające żywe szkielety; nie spotkacie tu ludzi wiodących żywot podlejszy niż wiele zwierząt domowych w krajach bogatych. Jestem niezmiernie wdzięczna Bogu za to, że jak dotąd zawsze w życiu obdarzał mnie obfitością, tj. otrzymywałam nieco więcej niż potrzebowałam. To bardzo dobre poczucie. Sądzę, że ludzie biedni, chorzy, nieszczęśliwi, bez względu na przyczyny stanu w jakim się znajdują, stwarzają nam możliwość określenia się i zareagowania bądź nie na to, co widzimy. To oni pomagają nam się rozwijać, dają sposobność wcielania w życie nauk Chrystusa i Baby. Zamiast więc osądzać i tłumaczyć wszystko karmą (ulubiona wymówka „uduchowionych” ludzi z mojego otoczenia), możemy się rozejrzeć i sprawdzić, co możemy zrobić w swoim zakresie i na swoją własną miarę. Ja się rozejrzałam i mój wzrok padł akurat na adres Adopcji Serca, a moje serce powiedziało: to jest to. Wierzę sercu, jest mądrzejsze od głowy, a jego wybory na dłuższą metę zawsze okazują się trafione!

    Jest taki wiersz amerykańskiej poetki Emily Dickinson, który mówi (cytuję z pamięci):  Jeśli ocalę jedno życie, nie będę żyła na próżno... Jeśli jednego małego ptaszka z powrotem do gniazda włożę, nie będę żyła na próżno. Nie chcę żyć na próżno!

          „Przyszywana Mama”

PS - Z cyklu: Rwandyjskie przysłowia:

„Uburere buruta ubuvuke”  

-  „Wychowanie znaczy więcej niż urodzenie.”

„Umwana apfa mu interura”

– „Nasze dzieciństwo czyni nas dobrymi lub złymi.”

„Ahabaye shyamba abana ntibaharagira”

– „Dzieci nie wystawia się na niebezpieczeństwo.”

Pallotyński Sekretariat Misyjny

ADOPCJA SERCA Pomoc dzieciom w Afryce

ul. Skaryszewska 12, 03-802 Warszawa, skr. Poczt. 255

nr konta w PEKAO S.A. III O/W-wa  92 12401040 1111 0000 0138 4680

(wpłata na konto Adopcji Serca jest darowizną na cele charytatywne i umożliwia odpis podatkowy)


powrót do spisu treści numeru 11 wrzesień-październik 2002


 

Stwórz darmową stronę używając Yola.