Zrozumieć strach           numer 11 wrzesień-październik 2002

David Jevons

Przedstawiany artykuł stanowi obszerny wyciąg z zapisu wystąpienia

na urodzinowym spotkaniu wielbicieli Sathya Sai Baby w dniu 23 listopada 2001 r. w Abbotsford (Kanada).

Pełny zapis został opublikowany w The Ramala Centre Newsletter z marca 2002 r.

Myślę, że wszyscy już zauważyliśmy, iż wydarzenia z 11 września 2001 r., kiedy terroryści zaatakowali World Trade Center i Pentagon, zmieniły u wielu ludzi postrzeganie świata, w którym żyją. Rzeczywistość jest jednak taka, że świat w ogóle się nie zmienił; zmieniło się tylko jego postrzeganie. Musimy więc spojrzeć na te wydarzenia z właściwej perspektywy. Wpływ terrorystycznego ataku z 11 września na nasz zachodni styl życia jest oczywisty, ale nawet w ciągu naszego życia miały miejsce o wiele bardziej znaczące wydarzenia, z o wiele większymi stratami ludzkiego życia. Wielu z nas pamięta II wojnę światową, zrzucenie bomby atomowej na Japonię i, całkiem niedawno, masakry w Ruandzie, gdzie zginęło o wiele więcej ludzi niż w zniszczonych bliźniaczych wieżach World Trade Center. Dlaczego zatem to szczególne wydarzenie dotknęło tak wielu z nas? Po pierwsze, sądzę, iż jest tak dlatego, że wydarzyło się to znacznie bliżej domu, w sąsiednim kraju, w kulturze, która hołduje tym samym wartościom i ideałom. Po drugie, tutaj na Zachodzie rozwinęliśmy fałszywe poczucie bezpieczeństwa, bycia chronionym przed masakrą i chaosem oraz przed niespodziewanym atakiem, oparte o uznawaną wyższość naszych sił zbrojnych i techniki wojskowej. Pomimo to, podczas gdy my gładko debatowaliśmy nad za i przeciw tarczy przeciwko pociskom balistycznym, grupa terrorystyczna z trzeciego świata spokojnie infiltrowała kilka tzw. bezpiecznych krajów Zachodu i z powodzeniem przeprowadziła złożony atak. Skoro mogło się to zdarzyć w USA to może wszędzie. Wielu ludzi opanował strach, strach, że mogą zginąć w podobnym ataku, że ich tryb życia może się skrajnie zmienić, ale przede wszystkim, że nie panują nad swoim życiem. Strata World Trade Center stała się osobistą stratą każdego, kto utożsamia się z tym, co World Trade Center reprezentował.

     W takim właśnie czasie musimy pamiętać, że na tej Ziemi nie dzieje się nic prócz tego, co jest wolą Boga. Każda wojna, każda katastrofa, każda masakra, każda tragedia jest niezbędną częścią wielkiego dramatu życia, którego autorem jest Bóg. Sai Baba ciągle mówi, że życie jest dramatem i że my winniśmy być obserwatorami tego przedstawienia. Powinniśmy być w tym świecie, ale do niego nie należeć. Gdy idziemy do teatru i oglądamy spektakl na scenie, wiemy że nie jest on rzeczywisty, że nikt naprawdę nie cierpi, że aktor zabity na scenie znów się tam pojawi, by zagrać tę samą rolę w następnym przedstawianiu. Zatem mądrze czyni ten, kto patrzy na obecne dramaty na Ziemi wiedząc, że one też nie są rzeczywiste. To, co obecnie widzimy, w tym szczególnym dramacie, jest po prostu grą ludzkiej karmy. Rasy, narody, jednostki – wszyscy przyciągają do siebie sytuacje stosownie do ziaren, które zasiali, a to, co dzieje się w każdej katastrofie, w każdej wojnie, w każdej masakrze, jest po prostu wyrównywaniem ludzkiej karmy.

Po co potrzebne są takie tragedie? Co dobrego z nich wynika? Sai Baba mówi że, niestety, ludzkość zwraca się do Boga jedynie wtedy, gdy cierpi. Celem cierpienia jest zwrócenie ludzkości z powrotem ku Bogu, ku wewnętrznemu Bogu i odwrócenie od zewnętrznego świata. Zadziwiający jest fakt, że po tej tragedii frekwencja w kościołach w Stanach Zjednoczonych wzrosła z dnia na dzień o czterdzieści procent! Ponadto, dzięki temu jednemu zdarzeniu wielu ludzi, nie tylko Amerykanów, zaczęło analizować własne ludzkie wartości, naturę ich związków z innymi kulturami, z innymi religiami oraz pytać dlaczego ludzie mogą zostać doprowadzeni do popełnienia takiego czynu. Przede wszystkim jednak wydarzenia z 11 września uświadomiły ludziom ich własną śmiertelność, to, jak kruche w istocie jest ludzkie życie, fakt że nigdy nie wiemy, kiedy dosięgnie nas śmierć. Wielu ludzi zostało zmuszonych do ponownego rozważenia ich relacji z Bogiem, w którego wierzą. Bezstronny obserwator, który chłodnym okiem ogląda zdarzenia z 11 września, dostrzega w nich sens i cel. Z tragedii tej można wyciągnąć wiele nauk.

Dlaczego jednak wielu ludzi tutaj w Kanadzie, włącznie z wielbicielami Sai, odczuwa strach? Tutaj w Kolumbii Brytyjskiej jesteśmy daleko od śmierci i zniszczenia z 11 września, skąd więc strach? Czy naprawdę czujemy, że zagraża nam podobna forma terroryzmu? Nie sądzę. Jestem przekonany, że jest tak ponieważ czujemy, że rzucono wyzwanie naszemu stylowi życia, wartościom, na których opieramy nasze życie, które są bardzo podobne do amerykańskich. Tutaj, w technologicznie rozwiniętych krajach Zachodu, wierzymy, że wysoki standard życia jest naszym świętym prawem, że w pełni zasługujemy na obfitość posiadanych dóbr materialnych, bez względu na to jakie koszty poniesie planeta lub inne kraje. Zasklepiliśmy się w sobie zapominając o zasadzie adwajty czyli niedwoistości, która głosi że wszystko jest jednym i że wszystkie rasy i wszystkie wyznania należą do jednej rasy, rasy ludzkości. Zapomnieliśmy, że zasoby tej planety, które dane nam są od Boga, należą do całej planety, a nie tylko do jednego kraju albo do narodów technologicznie zaawansowanych, które stać na ich kupno. Zniszczenie bliźniaczych wież World Trade Center, które były najwyższym symbolem wymiany i handlu, władzy i wpływów, w subtelny sposób odzwierciedla zniszczenie naszego własnego materializmu, na którym przywykliśmy polegać. Nasze posiadłości zaczęły nas pętać ale, jak Sai Baba mówi, w rzeczywistości nie posiadamy nic. Wszystko należy do Boga i jest nam dawane w święte powiernictwo.

Skąd więc są w nas wszystkie te lęki? Co napełnia nas największym strachem? Być może na samym szczycie tej drabiny znajduje się strach przed własną śmiercią, a zaraz potem plasuje się utrata współmałżonka, dzieci i drogich nam osób, ale boimy się także utraty dóbr, pracy, pozycji społecznej, dobrego imienia i, oczywiście, poważnej choroby lub kalectwa. Jest wiele rzeczy, o których możemy postanowić, że się ich boimy, do tego stopnia, że strach może dosłownie opanować nasze życie, jeśli nie znamy tej jednej wielkiej prawdy, mianowicie, że nie jesteśmy naszymi fizycznymi ciałami. Zarówno strach, jak i jego brak, są związane z fizycznymi ciałami. Nieobecność strachu nie jest lepsza od strachu. Żołnierz w bitwie stłumi swoje uczucie strachu, ale strach i tak  będzie wciąż obecny gdzieś wewnątrz jego jestestwa. Jedynym sposobem na jego właściwe zachowanie w bitwie jest zaprzeć się swoich uczuć. Zatem strach i jego brak są tą samą emocją. To czego szukamy, to boska cecha, która wykracza poza fizyczność – nazwijmy ją nieustraszoność. Gdy pozbywasz się świadomości ciała, stajesz się nieustraszony i, jak mówi Biblia, możesz iść doliną cieni śmierci i nie obawiać się żadnego zła.

Zawsze wspominam cudowną historię, która jest prawdopodobnie apokryfem z czasu najazdu Aleksandra Wielkiego na Indie. Jego niepokonana armia właśnie zdobyła całą Azję Mniejszą i zmierzała na podbój Indii. Kiedy przekroczyła jej granice napotkała sadhu (świętego) siedzącego na drodze. Sadhu musiał chyba wykazać trochę odwagi, by tam tak siedzieć mając przeciwko sobie całą kawalerię i uzbrojonych żołnierzy! Kazano mu zejść z drogi, ale on odmówił. W końcu żołnierz przedniej straży powiedział: „Jeśli się nie usuniesz, zabijemy cię”, na co sadhu tylko się roześmiał i dalej siedział na drodze. Jego zachowanie tak zdumiało żołnierzy, że zaczęli o tym między sobą rozmawiać aż wieści te doszły samego Aleksandra. Aleksander przyszedł i stanąwszy przed sadhu spytał go, dlaczego nie boi się śmierci. Sadhu odparł: „To prawda, że możesz zabić moje ciało, ale nie możesz zabić mnie. Jestem istotą wieczną”. Takie rozumienie zrobiło tak duże wrażenie na Aleksandrze, że uznał iż nie warto wszczynać wojny przeciwko rasie, która pielęgnowała tego rodzaju wierzenia, i zawrócił swoją armię kierując się z powrotem do Azji Mniejszej. Tak więc Indie zostały uratowane dzięki postawie jednego człowieka. Ów sadhu wykazywał cechę nieustraszoności, która wynika z utożsamienia się z własnym boskim duchem. W obecności prawdziwej wiedzy o absolucie, o nieskończonym, na strach nie ma miejsca.

Wyłączną przyczyną strachu jest przywiązanie do ciała fizycznego, do świata i materialnych dóbr, którymi ten świat nas mami. Strach przed śmiercią jest prawdopodobnie największym wyzwaniem dla nas wszystkich, dlatego chciałbym przeczytać wam coś, co powiedział Sai Baba.

Jeśli zrozumiemy, że narodziny są przyczyną śmierci, nie będziemy smucić się śmiercią. Ze wszystkich strachów człowieka strach śmierci jest najmocniejszy, ale też najgłupszy. Wszak nikt nie może uniknąć śmierci, popełniwszy wcześniej błąd narodzin. Jedyną dostępną człowiekowi metodą wyrwania się z cyklu narodzin i śmierci jest świadomość nieśmiertelnej, nienarodzonej jaźni, która jest jego rzeczywistością. Dlaczego strach i niepewność dotykają dzisiejszego człowieka? Czy przyczyn winniśmy szukać na zewnątrz, czy leżą w nas? Przyczyną jest błąd, który popełniliśmy kładąc nacisk na rzeczy świata materialnego a zaniedbując sprawy ducha.

    Jest to jedno z największych oskarżeń, jakie można wysunąć przeciwko nam tutaj na Zachodzie. Przywiązaliśmy się do rzeczy materialnych. Zaproszono raz do odwiedzenia Ameryki pewnego dobrze znanego hinduskiego guru, ale on grzecznie odmówił zauważając, że Ameryka jest wprawdzie krajem religijnym, ale nie duchowym. Myślę, że to stwierdzenie pasuje równie dobrze do wielu innych krajów. Jest ogromna różnica między ludźmi chodzącymi do kościoła i deklarującymi się chrześcijanami, a ludźmi rzeczywiście praktykującymi to, czego Jezus nauczał, i wiodącymi duchowe życie. Czytałem kiedyś o strażnikach więziennych w Chile, którzy po drodze do pracy chodzili na mszę, a mimo to zadawali najbardziej przerażające tortury i okaleczali podległych sobie więźniów politycznych. Prawdopodobnie nazwaliby siebie dobrymi chrześcijanami, ale czy są duchowymi istotami? Bliżej nas są Talibowie w Afganistanie, którzy utrzymują, że są oddanymi muzułmanami gotowymi umrzeć za swoją religię, ale czy ich czyny są czynami prawdziwie duchowych istot? Religia działa na ograniczonym polu podczas gdy duchowość obejmuje całość. Istnieje tylko Jeden Bóg, którego my jesteśmy maleńkimi cząstkami.

Strach jest rzeczą wewnętrzną; nie istnieje poza nami. To my jesteśmy odpowiedzialni za tworzenie strachu lub brak strachu. Dlaczego jednak Sai Baba mówi, że powinniśmy unikać obu tych aspektów świadomości ciała? Ponieważ pochłaniają one tak wiele naszego cennego czasu i uszczuplają naszą energię. Odciągają nas od podstawowego celu życia, którym jest zdobywanie wiedzy o Boskości. Ponadto strach jest niczym zakaźna choroba. Jeśli dopuścimy, by się pojawiła i rozwinęła wewnątrz nas, stajemy się jej nosicielami i rozprzestrzeniamy ją wszędzie, gdziekolwiek się udamy. Pewien mądry człowiek powiedział kiedyś, że strach przed chorobą może być równie śmiercionośny jak sama choroba. Jednak boska cecha nieustraszoności wykracza poza świadomość ciała. Można jej doświadczyć tylko wtedy, gdy zrozumie się prawdę adwajty czyli niedwoistości; „tę boskość jedyną bez wtórej zamieszkującą w całej okazałości w sercu”, jak mówi Sai Baba. Przy kilku okazjach miałem zaszczyt słyszeć jak Swami mówi do kogoś swoim miękkim, melodyjnym głosem: „Po co się bać skoro ja tu jestem?” Sai Baba zawsze bardzo starannie dobiera słowa i prawie zawsze w tym, co mówi, jest więcej niż jedno znaczenie czy interpretacja. Z jednej strony mówi zwyczajnie, że nie musimy się niczego obawiać, gdyż on, awatar wieku, jest tu obecny w fizycznej inkarnacji i ochroni nas. Ale rozważmy inne znaczenie. Owo „ja jestem” jest po prostu inną nazwą naszego boskiego ducha czyli atmy. Zatem kiedykolwiek „ja jestem” jest tutaj, kiedykolwiek nasz boski duch znajduje się na czele naszego życia i panuje nad naszą istotą, w przeciwieństwie do ego, jesteśmy ponad strachem, nie może on nas dotknąć, gdyż jesteśmy jednią z Boskością. Wspomnijcie opowieść o sadhu na trasie Aleksandra Wielkiego.

Chciałbym teraz opowiedzieć wam o niektórych sposobach, jakimi Sai Baba ochrania swoich wielbicieli. Przede wszystkim, jeśli jesteście bliskim wielbicielem, wówczas otrzymujecie najwyższą ochronę. Przedstawię historię z życia dr Michaela Goldsteina, który jest Przewodniczącym Organizacji Sathya Sai Ameryki Północnej. Kilka lat temu, w przeddzień jego wyjazdu z aśramu Sai Baby przed powrotem do USA, Swami powiedział Goldsteinowi, że jest to ostatni raz, kiedy się z nim spotyka. Goldstein bardzo się tą uwagą zmartwił i przypomniał Swamiemu, iż powiedział mu, że może wrócić tu na obchody urodzin w listopadzie. Swami uśmiechnął się enigmatycznie i tylko powiedział, żeby poleciał do domu późniejszym samolotem. Goldstein skorzystał z późniejszego lotu z Bangalore do Bombaju, ale mimo to zdążył na pierwotnie planowany rejs Pan American z Bombaju. Kiedy samolot wylądował w Karaczi, opanowali go uzbrojeni porywacze. Goldstein wtedy spał, a gdy się zbudził zobaczył jak jeden z porywaczy trzyma pistolet przy czole żony. Drugi porywacz celował w Goldsteina, trzeci zaś, uzbrojony w materiały wybuchowe, trzymał stewardessę jako zakładniczkę. Goldsteinowie w milczeniu recytowali „Sai Ram” i zażyli nieco wibhuti od Swamiego. Teraz zrozumieli dlaczego Swami kazał im lecieć późniejszym rejsem!

Porywacze zebrali wszystkich pasażerów, którzy siedzieli z przodu, i zaczęli ich przesuwać ku środkowi samolotu, gdzie mogli nad nimi zapanować. W zamieszaniu jeden z pasażerów zdołał otworzyć drzwi i uruchomić zjeżdżalnię bezpieczeństwa. Pasażerowie stłoczyli się przy wyjściu próbując uciec. Gdy porywacze zaczęli strzelać, Goldstein pożegnał się z żoną. Rzucili się do zjeżdżalni i Goldsteinowi udało się wypchnąć na nią żonę. Następnie, pomagając zranionej współpasażerce, zdołał też sam uciec. Gdy Goldsteinowie wrócili do Swamiego w listopadzie, Swami oznajmił im, że zmienił cały ten dramat, gdyż Goldsteinowi było przeznaczone zginąć z rąk porywaczy i dlatego kazał im lecieć innym samolotem. Następnie Swami powiedział coś w języku telugu do obecnych tam uczniów. Goldstein z ciekawości zapytał później uczniów, co Swami powiedział. Jeden z nich wyjaśnił, że Swami powiedział, iż gdy Goldstein zjeżdżał po pochylni porywacz, który stał przy drzwiach, miał go zastrzelić, ale na scenie, za porywaczem, pojawił się Swami i uniósł rękę w geście błogosławieństwa. W tym momencie porywacz zdjął palec ze spustu oszczędzając Goldsteinowi życie. Swami mógł być bardziej bezpośredni i ostrzec Goldsteinów o porwaniu. Pozwolił jednak, by dramat się rozegrał tak, jak został zapisany. Dlaczego? Ponieważ dzięki temu pozwolił dr Goldsteinowi uratować inne życie i wzmocnić zarówno jego własną wiarę, jak i wiarę innych, którzy usłyszą i uwierzą w tę historię. Drogi Boga są naprawdę tajemnicze, dla nas nieznane i mylnie rozumiane. Niemniej, historia ta pokazuje jak Swami osobiście interweniuje, aby pomagać swoim wielbicielom.

     (David w tym miejscu opowiedział znany z książki Wizja Sai incydent, który wydarzył się w Hyderabadzie. Bruce’owie przylecieli tam ze Swamim późnym wieczorem. Swami otoczony witającymi Go tłumami szybko zniknął im z oczu, a oni zostali sami na pustej, ciemnej ulicy, nie wiedząc jak trafić do hotelu. Zdesperowany beznadziejną sytuacją i długim oczekiwaniem Robert zawołał głośno: Swami pomóż, musimy dostać się do hotelu! Z opresji wybawił ich taksówkarz, który niespodziewanie się zjawił, a w którym upatrywali Samego Swamiego, albo Jego wysłannika.)

     Sai Baba słynie z kreacji sygnetów i rozdawania ich wielbicielom. Chociaż Sai Baba mówi, że pierścionki są po prostu symbolami jego uczuć względem wielbicieli, powiedział również, że zapewniają one także ochronę. Mówił, że są czymś w rodzaju miniaturowej kamery wideo, która cały czas pokazuje mu co się dzieje z wielbicielem. Pewnego dnia na werandzie Mandiru nagle oświadczył otaczającym go ludziom, że na drodze z lotniska zdarzył się właśnie poważny wypadek z udziałem kontrolera lotów będącego wielbicielem Sai. Później dowiedzieliśmy się, że kontroler gwałtownie skręcił, by uniknąć zderzenia z innym samochodem, a jego samochód przekoziołkował i uderzył o przeciwną stronę drogi. O dziwo, on sam nie doznał szwanku, ale wyczuwając w tym rękę Swamiego, następnego dnia przyszedł na darśan, by spotkać się ze Swamim i podziękować za uratowanie życia. Sai Baba powiedział mu: „To nie ja uratowałem ci życie; uratowały cię twoje dobre uczynki. Ja tylko ochroniłem cię poprzez powstrzymanie ruchu z przeciwnego kierunku”. Mam wrażenie, że jest to ważny aspekt wart zapamiętania. Nasze dobre uczynki są naszą ochroną w życiu. Jeśli prowadzimy duchowe życie i przestrzegamy pięciu podstawowych ludzkich wartości: miłości, prawdy, pokoju, niekrzywdzenia i prawości, jest to nasza tarcza w tym burzliwym świecie, w którym żyjemy.

Zatem, jak pozbędziemy się tego uczucia strachu, gdy już się pojawi? Najpierw, kiedy zauważymy rodzenie się strachu, musimy rozpoznać w nim emocję związaną z naszym fizycznym ciałem. Jest to strach ciała, a nie duszy. Pojawia się, gdyż coś do czego w tym życiu przywiązaliśmy się, jest zagrożone. Może to być strata naszego ciała albo członka rodziny, lub utrata pracy, posiadłości, osobistych dóbr albo bezpieczeństwa. W tym kontekście chciałbym przeczytać wam kilka wersów z Bhagawad Gity. Sai Baba mówił o tym dwa lata temu i zrobiło to na mnie duże wrażenie. Oto jak Kriszna, który jest Swamim w innej inkarnacji, mówi do Ardźuny.

    „Teraz, Ardźuno, posłuchaj uważnie; jest to królewska wiedza, sekret sekretów, koronny klejnot, prawo życia duchowego. Jeśli będziesz myślał wyłącznie o Mnie i stale czcił i wielbił Mnie z niezachwianym umysłem i sercem, Ja osobiście poniosę ciężar twojego dobrobytu; zaspokoję twoje potrzeby i będę chronił to, co już masz. Jak dziecko w łonie ma zapewnioną ochronę i pożywienie dzięki połączeniu z matką, tak samo ludzie otrzymują schronienie, gdy są związani ze Mną. Lecz jest to związek jeszcze wyższy niż dziecka z matką, gdyż to schronienie jest na wieczność.”

    Czy nie są to wspaniałe słowa? Taka jest obietnica naszego Stwórcy. Gdy stajemy się wielbicielami Boga, jesteśmy pod Jego ochroną i, podobnie, gdy zostajemy wielbicielami Sai Baby, dostajemy się pod jego ochronę. Być może teraz możemy zrozumieć dlaczego Sai Baba mawia: „Po co się bać, gdy Ja tu jestem”. Tak naprawdę nie mamy się czego obawiać prócz strachów, które sami wykreowaliśmy. Jeśli dostroicie się do swojej jaźni „ja jestem”, do swojej boskiej atmy, i staniecie się jednią z tym boskim duchem, kiedykolwiek staniecie wobec pozornego zagrożenia, wówczas będziecie operować z tego ośrodka nieustraszoności i skutecznie poradzicie sobie z sytuacją.

Sai Baba ciągle nawołuje, byśmy przynosili mu wszystkie nasze problemy i pozwolili mu załatwić je za nas. Zawsze myślałem, że jest to dla nas zbyt łatwe wyjście, ale on wciąż to powtarza, więc musi tak być! Sai Baba powiada:

    „Przynieś mi swój strach, pragnienie, niepokój, niemożność kochania świata jakim jest, opór względem służenia, zazdrość – wszystkie te liczne niedostatki, które przeszkadzają ci w sadhanie (praktyce duchowej). Przynieś mi je, oddaj wszystko mnie”.

    Zatem pierwszą rzeczą, jaką musimy zrobić, gdy opanowuje nas strach pod wpływem wyzwań otaczającego świata, a nikt z nas nie jest przecież istotą zrealizowaną, jest przekazanie strachu Sai Babie. A kiedy już mu go oddaliśmy, nie próbujmy go odbierać, gdy sprawy nie układają się tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Skupiając się na jego boskości, nieuchronnie skupimy się na własnej boskości, na własnej atmie, a gdy staniemy się jednią z tą boską siłą, staniemy się nieustraszeni. Zawsze pamiętajmy, że nieustraszoność jest samą naturą naszego jestestwa, gdyż jesteśmy istotami wiecznymi, nieskończonymi – wszystko wyszło od Jednego Boga. Strach rodzi się z życia w dwoistości, z oddzielenia od Najwyższego Boga. Strach rodzi się z ludzkich przywiązań i pragnień.

Być może największy strach, jaki wszyscy przeżywamy, poza utratą własnego życia, jest ten związany ze stratą męża lub żony, rodziców lub dzieci. Ale czy nie jest niemądre bać się czegoś nieuchronnego, nieuniknionego? Pewnego razu Sai Baba powiedział nam: „W dniu, gdy się rodzicie, ustalony jest wasz dzień odejścia”. Zatem, każde z nas ma termin ważności, dzień kiedy mamy umrzeć, a jedynym pytaniem pozostaje: kiedy! Michael Goldstein, dzięki łasce Swamiego, otrzymał przedłużenie, ale większość z nas nie może uniknąć przeznaczenia, a jeśli naszym przeznaczeniem jest umrzeć młodo, tak się stanie. Cóż takiego strasznego jest w śmierci – wszak w istocie wracamy wtedy do domu. Udajemy się do miejsca ducha, miejsca błogości i spokoju. Wszyscy ludzie, którzy przeżyli doświadczenia bliskiej śmierci opowiadają o odczuciach światła i miłości, jakie ich obejmują, gdy przechodzą tunelem światła w swoich astralnych ciałach. Sai Baba mówi, że życie jest jak mrugnięcie oka i ile razy mrugnęliśmy w tym życiu, tyle mieliśmy żyć w odwiecznej podróży naszej duszy. Obecnie, gdy jest tu inkarnacja awatara, jesteśmy proszeni o sprawienie, by to życie było ostatnim, o zakończenie cyklu narodzin i śmierci, gdyż jeśli urodzimy się na tym fizycznym świecie, musimy umrzeć. Uniknijmy odradzania, a unikniemy śmierci.

Jeżeli macie świadomość cielesną, jesteście przywiązani do rzeczy materialnych tego świata, jesteście pełni pragnień fizycznych, to jesteście skazani na przeżywanie ich straty każdego dnia życia. Śmierć jest waszym stałym towarzyszem. Ale ci, co idą z Bogiem, są nieustraszeni i muszą zmierzyć się tylko z jedną śmiercią – tą, którą wybrali przed zstąpieniem w fizyczną inkarnację. Śmierci nie należy się obawiać. Straty materialnych dóbr nie należy się obawiać. Utraty dobrego imienia i poważania nie należy się obawiać. Zawsze napełniało mnie strachem, gdy Swami mówił, że zanim otrzymamy wyzwolenie musimy stracić reputację, nasze zdrowie i dobra; przed połączeniem się z Jednością Życia i otrzymaniem wyzwolenia musimy stać się niczym. Potem jednak zastanowiłem się nad faktem, że przecież i tak stracę wszystko w chwili śmierci, dlaczego więc nie trochę wcześniej! Jakie ma znaczenie to, że stracimy wszystkie te doczesne przywiązania, gdy Bóg zadeklarował zaopiekować się nami tak jak matka dzieckiem. Kocham swoją żonę szczerze, ale gdyby miała jutro umrzeć, radowałbym się z jej uwolnienia z więzienia, z faktu, że została wezwana, że będzie ze Swamim. Wielu umierających wielbicieli miało wizję czekającego na nich Sai Baby. Możemy oponować, że tak trudno jest zerwać wszystkie doczesne przywiązania, ale na to Sai Baba podnosi chusteczkę, a następnie upuszcza mówiąc: „Puścić jest równie łatwo jak to. Trzeba o wiele więcej energii, by trzymać dalej”.

Zerwać przywiązania nie znaczy jednak pozbyć się wszystkich doczesnych obowiązków i odpowiedzialności, które w sanskrycie nazywa się dharmą danej osoby. Sai Baba zawsze podkreśla, że musimy wypełniać nasze dharmiczne obowiązki; musimy odgrywać rolę w wielkim dramacie życia, którą wybraliśmy. Wszyscy musimy odgrywać te role dokładnie, ale bez przywiązywania się do nich. Jesteśmy aktorami na wielkiej scenie Życia, a wokół nas jest wielu innych aktorów. Zawsze musimy pamiętać, że aktor jest czymś innym niż jego rola. Wiemy, że rola, którą aktor odgrywa, nie odzwierciedla prawdziwej, wewnętrznej jego natury. Gdy aktor na scenie teatralnej popełnia morderstwo, nie potępiamy go ani nie chcemy, by zapłacił za to życiem. Wiemy, że wszyscy aktorzy wrócą, by grać wiele innych ról w wielu innych przedstawieniach. Mądra dusza wie, że przemoc i pomsta nie przynoszą nic dobrego, natomiast zasiewają ziarna dalszej przemocy i zemsty. Ilu konfliktów zbrojnych można by uniknąć, gdyby zamiast siać ziarna śmierci i destrukcji zainteresowani wysyłali środki wspierające rozwój, żywność i dar bezwarunkowej miłości. Ale ilu ludzi na tym świecie jest gotowych dawać szczerą bezwarunkową miłość tak jak Sai Baba? Jest jedna rzecz u Sai Baby, którą podbił moje serce – to jego potęga bezwarunkowej miłości. Niezależnie kim jesteś, jakiego wyznania, z jakiego kraju, niezależnie co zrobiłeś, ta bezwarunkowa miłość otula cię niczym ciepły koc – to miłość, która przekracza wszelkie rozumienie.

Co więc naprawdę możemy stracić? Odpowiedź brzmi: nic, gdyż w rzeczywistości nic nie należy do nas. Cały materialny dobytek, który nazywamy 'naszym', jest tylko powierzony nam w święty depozyt. Wszystko należy do Najwyższego Boga. Pamiętajmy, że nasze dzieci nie rodzą się z nas, ale poprzez nas. W najmniejszym stopniu nie interesowaliśmy się naszymi mężami czy żonami zanim ich nie spotkaliśmy i poślubiliśmy, i to zainteresowanie zniknie, kiedy umrą. Czy to ważne, co inni o nas myślą? Nie, o wiele ważniejsze jest to, co Bóg o nas myśli. Nic w świecie fizycznym nie jest trwałe, a przywiązywać się do rzeczy nietrwałych oznacza po prostu zapraszać ból i cierpienie. Zatem radzę wam serdecznie, następnym razem, gdy zaczniecie się czegoś bać, powiedzcie: „Nie jestem tym strachem, odrzucam go. Nie jestem moim ciałem, a bojaźliwe jest właśnie ciało”. Siądźcie spokojnie, wyzbądźcie się świadomości ciała i dostrójcie do boskiego ducha wewnątrz. Jeśli strach dalej was nie opuszcza, recytujcie imię Pana, odmówcie mantrę Gajatri i powróćcie do skupienia na Boskości. Wreszcie, gdy wciąż nie potraficie poradzić sobie ze strachem, świadomie ofiarujcie go Swamiemu i z wdzięcznością przyjmijcie jego odpowiedź na wasze modlitwy. Wszystkie te sposoby macie zawsze pod ręką.

[tłum.: KMB]

powrót do spisu treści numeru 11 wrzesień-październik 2002

 

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.