Czas przebudzenia 

    Mały mężczyzna od dwóch lat przesiaduje spokojnie na ławce w parku. Ludzie przechodzą mimo pogrążeni w swoich myślach. Pewnego dnia ktoś go o coś pyta. W kolejnych tygodniach ludzi przybywa i jest coraz więcej pytań. Rozchodzi się wieść, że ten człowiek jest „mistykiem” i że odkrył coś, co wnosi pokój i sens w nasze życie. Brzmi to jak zmyślona opowieść, ale dziś ten człowiek, Eckhart Tolle, znany jest na całym świecie ze swoich nauk o duchowym oświeceniu poprzez siłę chwili teraźniejszej. Jego pierwsza książka, The Power of Now (Potęga teraz), jest międzynarodowym bestsellerem i została przetłumaczona na 17 języków. Upłynęło już ponad 20 lat od czasu, gdy Eckhart Tolle odpowiedział na tamto pierwsze pytanie siedząc na ławce w parku. Podczas gdy słuchaczy przybyło, jego przesłanie pozostaje takie samo: możesz przestać walczyć swoim życiu i znaleźć spełnienie w tej chwili, i żadnej innej.

Pytanie: Czy możesz opisać nam swoje własne przeżycie duchowego oświecenia (i oczywiście, czy mógłbyś również zdefiniować duchowe przebudzenie)? Czy to było odosobnione zdarzenie, czy też był to stopniowy proces?

Eckhart Tolle: Od starożytności terminu ‘przebudzenie’ używano jako rodzaju metafory, która wskazuje na przemianę ludzkiej świadomości. W Nowym Testamencie występują przenośnie, które mówią o znaczeniu bycia przebudzonym, o tym, by ponownie nie popadać w sen. Słowo Budda pochodzi od sanskryckiego budh oznaczającego „być przebudzonym”. Zatem Budda nie jest imieniem, i ostatecznie nie osobą, lecz stanem świadomości. Wszystko to wskazuje, że ludzie są zdolni żyć w stanie świadomości, w porównaniu z którym normalne życie na jawie jest niczym sen, marzenia senne. Z tego powodu niektóre nauki duchowe przy opisywaniu zwykłego ludzkiego życia operują pojęciami typu „zbiorowa halucynacja” albo „powszechna hipnoza”. Weź proszę jakąkolwiek książkę o historii, proponuję zacząć od XX wieku, a przekonasz się, że znaczna część historii naszego gatunku ma wszystkie te cechy, które kojarzymy ze zmorą senną bądź chorobliwą halucynacją.        

Natura duchowego przebudzenia często jest źle rozumiana. Przyjęcie duchowych przekonań, doznawanie widzeń Boga lub niebiańskich istot, zdolność do „czenelingu” (różnorodnych form przekazów – przyp. red.), uzdrawiania, przewidywania przyszłości, albo inne paranormalne uzdolnienia – wszystkie takie fenomeny są cenne i nie należy z nich rezygnować, lecz żadne z nich nie wskazuje na duchowe przebudzenie osoby, która ich doświadcza. Mogą one przejawiać się u osoby, nie przebudzonej duchowo i mogą temu stanowi przebudzenia towarzyszyć lub nie.       Codziennie rano budząc się ze snu i naszych marzeń sennych, przechodzimy do stanu nazywanego przebudzeniem lub jawą. Normalny stan przebudzenia charakteryzuje ciągły potok myśli, z których większość się powtarza. Czymże więc jest to, z czego budzimy się, gdy następuje duchowe przebudzenie? Budzimy się z utożsamiania się z naszymi myślami. Każdy, kto nie jest duchowo przebudzony, jest całkowicie utożsamiony ze swoimi myślami i kierowany przez swój myślący umysł – nieustający głos w głowie. Myślenie jest przymusowe: nie można przestać myśleć, tak przynajmniej się wydaje. Jest również niczym nałóg: nawet nie chcesz przestać, przynajmniej do czasu, aż cierpienie spowodowane przez ten nieustanny umysłowy szum stanie się nie do zniesienia. W stanie jawy nie korzystasz z myśli, lecz myśl korzysta z ciebie. Jesteś, można by rzec, opętany przez myśli, co jest kolektywnym uwarunkowaniem ludzkiego umysłu, które sięga wielu tysięcy lat w przeszłość. Niczego nie widzisz takim jakie jest, lecz wypaczone i sprowadzone do poziomu umysłowych etykiet, pojęć, sądów, opinii i odruchowych schematów. Twoje poczucie tożsamości, jaźni, sprowadza się do historii, jakie ciągle sobie mentalnie opowiadasz. „Ja i mój los” – oto do czego sprowadza się twoje życie w nieprzebudzonym stanie. A kiedy życie do tego się sprowadzi, nie możesz być na dłużej szczęśliwy, gdyż nie jesteś sobą.

   Czy to oznacza, że już nie myślisz, kiedy się duchowo przebudzisz? Nie, oczywiście, że nie. W rzeczywistości możesz używać myśli znacznie skuteczniej, niż przedtem, ale wiesz, że istnieje głębia twojej Istoty, wibrująca, pełna życia cisza, znacznie rozleglejsza niż myśl. Jest to sama świadomość, której myślący umysł jest zaledwie maleńkim aspektem. Dla wielu ludzi pierwszą wskazówką duchowego przebudzenia jest to, że nagle stają się świadomi swoich myśli. Stają się świadkami swoich myśli, rzekłbyś. Już nie utożsamiają się całkowicie ze swoim umysłem, dlatego zaczynają wyczuwać, że jest w nich głębia, o której nigdy dotąd nie wiedzieli. Dla większości ludzi duchowe przebudzenie jest procesem stopniowym. Rzadko zdarza się w jednej chwili. Ale jeśli już się tak zdarzy, zwykle spowodowane jest przez wielkie cierpienie. Niewątpliwie było tak w moim przypadku. Przez lata moim życiem rządziły na przemian depresja i strach. Pewnej nocy zbudziłem się w stanie przerażenia; strach był bardziej intensywny niż kiedykolwiek wcześniej. Życie wydawało się pozbawione sensu, jałowe i wrogie. Stało się tak nieznośne, że nagle naszła mnie myśl: „Dłużej nie mogę ze sobą żyć”. Myśl ta powróciła kilkakrotnie. Nagle odsunąłem się od owej myśli i przyjrzałem się jej. Uświadomiłem sobie jej niezwykłość: „Jeśli nie mogę żyć ze sobą, musi być nas dwóch – ja i ta jaźń, z którą nie mogę żyć”. Wtedy pojawiło się pytanie: „Kim jest to ‘ja’, a kim ta jaźń?” Na to pytanie nie było odpowiedzi i całe myślenie zatrzymało się. Przez chwilę trwała zupełna wewnętrzna cisza. Nagle poczułem, że porywa mnie jakiś wir czy skupienie energii. Ogarnął mnie wielki strach a ciało zaczęło drżeć. Usłyszałem słowa „Niczemu się nie opieraj”, jak gdyby wypowiadane w mojej klatce piersiowej. Czułem jak jestem wsysany w jakąś pustkę. Nagle cały strach zniknął i pozwoliłem zapaść się w tę pustkę. Nie pamiętam, co się potem wydarzyło.

    Następnego dnia rano zbudziłem się niczym nowo narodzony. Wszystko wydawało się świeże i nowe oraz intensywnie żywe. Całe moje jestestwo przepełniał wibrujący spokój. Kiedy tego dnia spacerowałem po mieście, świat wyglądał tak, jak gdyby dopiero co zaistniał, zupełnie pozbawiony przeszłości. Byłem zachwycony spokojem wewnętrznym i pięknem, które oglądałem na zewnątrz, nawet pośrodku ulicznego zgiełku. Już nie szufladkowałem ani nie interpretowałem moich zmysłowych doznań – był to niemal kompletny brak umysłowych komentarzy. W taki sposób do dziś postrzegam świat i działam w nim: poprzez spokój, a nie mentalny szum. Pokój, jaki wówczas odczuwałem, ponad 20 lat temu, nigdy mnie nie opuścił, chociaż ma różne stopnie natężenia.

  Wówczas nie miałem pojęciowego warsztatu, który pomógłby mi zrozumieć co się mi przydarzyło. Po latach pojąłem, że bolesne przeżycie tamtej nocy musiało wymusić na mojej świadomości odcięcie się od utożsamiania się z nieszczęśliwą jaźnią, tym cierpiącym „małym ja”, które ostatecznie jest wytworem umysłu. To odcięcie musiało być tak pełne, że cierpiąca jaźń zapadła się jak nadmuchiwana zabawka, której wyciągnięto zatyczkę. To co zostało było moją prawdziwą naturą jako zawsze obecne „ja jestem”: świadomość w swojej czystej postaci sprzed utożsamienia się z formą. Można ją nazwać czystą świadomością lub obecnością.

Pytanie: W twoim własnym życiu zdaje się występować związek między wielkim cierpieniem i przełomowym duchowym doświadczeniem. Czy wierzysz, że u wszystkich ludzi istnieje związek między osobistym cierpieniem i jego intensywnością niezbędną dla duchowego przełomu?

Eckhart Tolle: Tak, wydaje się, że tak jest w większości przypadków. Kiedy wpadasz w pułapkę sennych widziadeł, twoja motywacja przebudzenia będzie bez porównania większa niż wtedy, gdy śnisz o względnie przyjemnych rzeczach. Na wszystkich poziomach ewolucja ma miejsce jako reakcja na kryzysową sytuację, nierzadko zagrażającą życiu, kiedy dawne struktury, wewnętrzne czy zewnętrzne, załamują się lub przestają już wystarczać. Na poziomie jednostki oznacza to często przeżycie jakiejś straty: śmierć ukochanej osoby, koniec bliskiego związku, strata dorobku, domu, pozycji, albo załamanie zewnętrznych struktur twojego życia, które zapewniały poczucie bezpieczeństwa. Dla wielu ludzi choroba – utrata zdrowia – stanowi kryzysową sytuację, która wyzwala przebudzenie. Wraz z poważną chorobą przychodzi świadomość własnej śmiertelności, największej straty.

    Dla wielu ludzi żyjących w obecnych czasach strata doświadczana jest jako utrata sensu życia. Innymi słowy, życie zdaje się nie mieć celu i staje się bezsensowne. Utrata sensu często jest częścią cierpienia, które przychodzi z fizyczną stratą, ale może być też udziałem ludzi, którzy zdobyli wszystko, co świat ma do zaoferowania – którym w oczach świata powiodło się – i nagle odkryli, że ich sukces i materialny dorobek są puste i nie dające spełnienia. To, o czym świat i otaczająca kultura mówi im, że jest ważne i wartościowe, okazuje się puste, a to pozostawia rodzaj bolesnej wewnętrznej próżni, której często towarzyszy wielki mentalny zamęt. Pojawia się teraz pytanie: co w istocie łączy cierpienie z duchowym przebudzeniem? W jaki sposób jedno prowadzi do drugiego? Kiedy przyjrzysz się dokładniej naturze ludzkiego cierpienia, zauważysz, że istotnym składnikiem większości typów cierpienia jest uszczerbek własnego „ja”. Rozważ, na przykład, chorobę. Choroba sprawia, że czujesz się mniejszy, już nie jesteś panem sytuacji, jesteś bezradny. Zdajesz się tracić autonomię, może stajesz się zależny od innych. Mówiąc obrazowo, zmniejszasz się. Podobny skutek niesie każda wielka strata: coś, co było ważną częścią poczucia tego, kim jesteś – osoba, własność, społeczna rola – zanika lub cię opuszcza, a ty cierpisz ponieważ stałeś się z tym tożsamy i wydaje ci się, że tracisz siebie lub część siebie. Oczywiście, to co wydaje się ubytkiem czy też stratą poczucia własnej wartości, jest w rzeczywistości zawaleniem się ukształtowanego w umyśle wyobrażenia kim jesteś. Rozpuszcza się utożsamienie z myślokształtami, które dało ci poczucie siebie. Ale to poczucie siebie w ostatecznym rozrachunku jest fałszywe, jest mentalną fikcją. Jest to egoistyczny umysł, albo „małe ja”, jak je czasami nazywam. Identyfikować się z mentalnym obrazem tego, kim jesteś, oznacza być nieświadomym, być duchowo nieprzebudzonym. Ten stan nieprzebudzenia stwarza cierpienie, ale cierpienie z kolei stwarza możliwość przebudzenia. Kiedy już nie opierasz się umniejszaniu „ja”, jakie przychodzi z cierpieniem, kończy się całe odgrywanie roli, które jest normalne w stanie nieprzebudzenia. Stajesz się skromny, prosty, prawdziwy. I, paradoksalnie, kiedy powiesz „tak” tej śmierci, bo tym to jest, zdajesz sobie sprawę z tego, że wytworzone przez umysł pojęcie o sobie przesłaniało prawdę o tym, kim jesteś – nie w sensie określonym przez twoją przeszłość, lecz bezczasowo. I kiedy rozpada się ten, o którym myślałeś, że nim jesteś, łączysz się z ogromną mocą, która jest istotą twego bytu. Jezus nazywał to „wiecznym życiem”. W buddyzmie czasami nazywa się to „nieśmiertelnym królestwem”.

   Czy to znaczy, że jeśli nie przeszedłeś wielkiego cierpienia w swoim życiu, nie ma możliwości przebudzenia? Po pierwsze, fakt, że przyciągają cię duchowe nauki albo nauczyciel oznacza, że musiałeś już mieć swój przydział cierpienia i że proces przebudzenia prawdopodobnie już się zaczął. Nauczyciel czy nauki nie są nawet dla duchowego przebudzenia najważniejsze, ale oszczędzają czas. Po drugie, ludzkość jako całość przeszła już niewyobrażalne cierpienia, na ogół zadane samej sobie, których kulminacją był XX wiek z jego niewypowiedzianymi horrorami. To kolektywne cierpienie przyniosło wielu ludzkim istotom gotowość na ewolucyjny skok, jakim jest duchowe przebudzenie. Dla wielu obecnie żyjących osób oznacza to, że już wystarczająco dużo cierpiały. Nie jest potrzebne dalsze cierpienie. Koniec cierpienia to także istota wszystkich prawdziwych nauk duchowych. Bądź wdzięczny, że twoje cierpienie doprowadziło cię do uświadomienia sobie: nie potrzebuję już więcej cierpieć.

Pytanie: Twoje nauczanie o „mocy teraz” wydaje się takie proste. Czy rzeczywiście jest to nasze pierwszoplanowe zadanie duchowe – żyć pełnią chwili teraźniejszej?

Eckhart Tolle: Utożsamianie się z myślami i emocjami, jakie za nimi idą, stwarza fałszywe pojmowanie siebie, pochodzące z umysłu i uwarunkowane przeszłością: owo „małe ja” i jego historia. To fałszywe ja nigdy nie jest na dłużej szczęśliwe ani zaspokojone. Jego normalny stan charakteryzuje niepokój, strach, niedowartościowanie i niespełnienie. Mówi, że szuka szczęścia, a przy tym ciągle stwarza konflikty i nieszczęścia. W rzeczy samej, potrzebuje ono konfliktów i „wrogów” dla podtrzymania poczucia oddzielności, która zapewnia mu dalsze przetrwanie. Popatrz na wszystkie te konflikty między plemionami, narodami i religiami. Te ugrupowania społeczne potrzebują wrogów, gdyż zapewniają oni poczucie oddzielności, od której zależy kolektywna egoistyczna tożsamość. Fałszywe ja trwa przede wszystkim dzięki wspominaniu i przewidywaniu. Przeszłość i przyszłość są głównym jego zajęciem. Chwila obecna w najlepszym przypadku jest środkiem do jakiegoś celu, furtką do przyszłości, gdyż przyszłość obiecuje spełnienie, przyszłość obiecuje zbawienie w takiej czy innej formie. Jedynym problemem jest to, że ta przyszłość nigdy nie nadchodzi. Życie jest zawsze teraz. Cokolwiek się zdarza, cokolwiek przeżywasz, czujesz, myślisz, robisz – zdarza się to zawsze teraz. I jest to wszystko, co istnieje. A jeśli ciągle tracisz chwilę teraźniejszą – opierasz się jej, nie lubisz jej, próbujesz od niej uciec, sprowadzasz ją do środka do jakiegoś celu, wtedy tracisz istotę swojego życia i utykasz w wyśnionym świecie wyobrażeń, pojęć, etykiet, interpretacji, osądów, w uwarunkowanej zawartości swojego umysłu, którą traktujesz jako „siebie”. W ten sposób odcinasz się od pełni życia, która jest „takością” tej chwili. Gdy mijasz się z tym co jest, mijasz się z życiem. Walczysz, żeby osiągnąć jakiś punkt w przyszłości, gdzie jest bezpieczniej, gdzie pełniejsze życie, obfitość, miłość, radość ... nieświadom, że rzeczy te stanowią sedno tego, kim już jesteś. Wszystko, co musisz zrobić, aby mieć dostęp do tego sedna, to zaprzyjaźnić się z chwilą obecną. Możesz też uświadomić sobie, że przez większość swojego życia z chwili obecnej robiłeś wroga. Nie mówiłeś do niej „tak”, nie objąłeś jej serdecznie. Mijałeś się z „teraz” i dlatego życie stało się walką. Wydawało się całkiem normalne, gdyż wszyscy wokół żyli tak samo. Zadziwiającą rzeczą jest to, że życie, ta wielka inteligencja przenikająca cały kosmos, zaczyna cię wspierać, gdy powiesz jej „tak”. Gdzie jest życie? Tutaj. Teraz. To „jestność” tej chwili. Owo ‘teraz’ początkowo zda się tak małe, maleńki wycinek między przeszłością i przyszłością, a jednak w nim kryje się cała potęga życia. Gdy następuje duchowe przebudzenie, budzisz się do pełni, do żywotności, a także do świętości chwili teraz. Byłeś nieobecny, spałeś, a teraz jesteś obecny, przebudzony. Tajemnicą przebudzenia jest bezwarunkowo akceptować tę chwilę taką, jaka jest.

    Niektórzy ludzie robią to, gdyż już dłużej nie mogą znieść cierpienia, jakie przychodzi z powodu odrzucania jestności tej chwili. Są budzeni niemal na siłę. Inni cierpieli wystarczająco dużo i są gotowi na dobrowolne wzięcie w ramiona chwili obecnej. Kiedy staniesz się w ten sposób obecny, osądy, etykietki i idee twojego umysłu przestają już być tak istotne, gdyż w tobie i przez ciebie działa teraz większa inteligencja. Mimo to, gdy zachodzi potrzeba, umysł może być wykorzystywany bardzo skutecznie i kreatywnie.

   Może teraz pojawić się wątpliwość: czy pozostanie jeszcze cokolwiek do zdobywania, gdy jesteś obecny w „teraz”? Czy nie staniesz się bierny w tym stanie? Może odpaść wiele bezsensownych działań, ale stan obecności jest jedynym stanem, w którym dostępna jest ci kreatywna energia. Gdy twoje spełnienie i poczucie siebie nie zależą już od tego, co przyniesie przyszłość, radość towarzyszy wszystkiemu, co robisz. Robisz to co robisz, gdyż sama czynność jest nośnikiem spełnienia. Cokolwiek robisz albo tworzysz w tym stanie ma znamiona wysokiej jakości. Dzieje się tak dlatego, że czyn nie jest środkiem do jakiegoś celu; wkładasz więc weń serce.

Pytanie: Być „w obecnej chwili” brzmi tak oczywiście, a jednak jest dość trudne do utrzymania. Czy masz dla ludzi jakieś praktyczne podpowiedzi jak podtrzymywać świadomość chwili obecnej?

Eckhart Tolle: Chociaż stara świadomość, a raczej nieświadomość, dalej ma znaczny impet i w dużym stopniu ciągle kieruje tym światem, nowa przebudzona świadomość – obecność – u wielu ludzi zaczęła się już wyłaniać. W książce The Power of Now wspominam o sposobach, za pomocą których możesz podtrzymywać świadomość chwili teraźniejszej, jednak zasadniczą sprawą jest pozwolić wypłynąć temu nowemu stanowi świadomości zamiast wierzyć, że musisz ciężko zapracować na jego zaistnienie. Jak pozwolić mu wypłynąć? Po prostu pozwalając tej chwili być jaką jest. Oznacza to zwolnienie wewnętrznego oporu wobec tego co jest – owej „takości” chwili teraźniejszej. Pozwala to życiu rozwinąć skrzydła. Nie istnieje duchowa praktyka ważniejsza od tej.

Pytanie: Na swoim wideo The Flowering of Human Consciousness (Rozkwit ludzkiej świadomości) wspominasz o „nowej” świadomości, jaka pojawia się w naszych czasach. Co przez to rozumiesz? Czy chwila obecna nie zawsze była dostępna dla szczerych duchowych aspirantów? Co takiego nowego jest w bieżącym czasie na tle historii? Czy może nawiązujesz tym stwierdzeniem do pewnych ewolucyjnych procesów – przyśpieszenia w ludzkim rozwoju duchowym?

Eckhart Tolle: Tak, chwila obecna zawsze była dostępna ludziom na ścieżce duchowej, ale dopóki dążysz do czegoś, poszukujesz czegoś, dopóty nie jesteś dostępny dla chwili teraz. Poszukiwanie oznacza, że po przyszłości spodziewasz się jakiejś odpowiedzi albo jakiegoś osiągnięcia, duchowego albo innego. Każdy znajduje się w stanie poszukiwania – poszukiwania sposobu dodania czegoś do tego, czym jest, czy to pieniędzy, związków, dóbr, wiedzy, pozycji czy duchowego osiągnięcia. Dążenie oznacza, że potrzebujesz więcej czasu, dalszej przyszłości, więcej tego czy tamtego. I nie ma w tym nic złego. Na wszystko jest w tym świecie miejsce. Aby zdobyć pieniądze, zebrać wiedzę, opanować nowe umiejętności, zbadać nowe obszary, a nawet dostać się z A do B – na wszystko to potrzebujesz czasu. Czas potrzebny jest prawie na wszystko, z wyjątkiem jednej rzeczy: przygarnąć chwilę obecną. Nie potrzebujesz czasu, by otworzyć się na moc chwili obecnej i przez to przebudzić się na to, kim jesteś ponad imieniem i formą, i zrozumieć, że w głębi swojego jestestwa już jesteś pełny, cały, w jedności z wieczną esencją wszelkiego życia. Nie dość, że na to nie trzeba czasu, ale czas jest wręcz przeszkodą w urzeczywistnianiu tego, szukanie jest przeszkodą, potrzeba dodania czegoś do tego, kim jesteś, jest przeszkodą. Twoje losy, jak to wszystko się rozwija, czy ci się wiedzie w tym świecie, czy niepowodzi ... Tak, to się liczy; tak, to ważne – względnie, absolutnie nie. Jedna tylko rzecz jest absolutnie ważna, a jest nią właśnie to otwarcie się na teraz. Jeśli się z tym miniesz, miniesz się z głębszym celem swojego życia, który nazywam rozkwitaniem ludzkiej świadomości. A ostatecznie nic innego cię nie usatysfakcjonuje.

   Niektórzy z pierwszych ludzi, u których pojawiła się ta nowa świadomość stali się wielkimi nauczycielami ludzkości, takimi jak Budda, Lao Tsy czy Jezus, chociaż ich nauczanie zostało bardzo wypaczone, szczególnie gdy zmieniło się w zorganizowane religie. Byli oni pierwszymi przejawieniami rozkwitu ludzkiej świadomości. Później przyszli inni. Niektórzy z nich stali się sławnymi i szanowanymi nauczycielami, podczas gdy inni pozostali względnie nieznani albo może całkowicie nierozpoznani. Na obrzeżach uznanych religii od czasu do czasu wyłaniały się pewne ruchy, przez które objawiała się owa nowa świadomość. Pozwoliło to na duchowe przebudzenie znacznej liczby jednostek wewnątrz tych ruchów. Do takich ruchów w chrześcijaństwie należał gnostycyzm i średniowieczny mistycyzm; w buddyzmie – zen; w islamie – sufizm; w hinduizmie – szkoła zwana adwajta wedantą.

   Lecz ci mężczyźni i kobiety, którzy doświadczyli pełnego przebudzenia, byli zawsze nieliczni i odlegli w czasie – rzadkie rozkwity świadomości. Jeszcze całkiem niedawno nie było potrzeby przebudzenia wielkiej liczby ludzi. Obecnie po raz pierwszy w historii ludzkości transformacja świadomości na wielką skalę stała się koniecznością, jeśli ludzkość ma przetrwać. Nauka i technika spotęgowały zjawiska dysfunkcji ludzkiego umysłu w jego nieprzebudzonym stanie do tego stopnia, że ludzkość, a prawdopodobnie także planeta, nie przetrwałaby przez następne sto lat, gdyby ludzka świadomość pozostała niezmieniona. Jak wspomniałem wcześniej, ewolucja zwykle następuje w odpowiedzi na sytuację kryzysową, a teraz mamy do czynienia z taką sytuacją. Dlatego obecnie istnieje niesamowite przyśpieszenie procesu przebudzania naszego gatunku.

   To nowe duchowe przebudzanie na wielką skalę dzieje się przede wszystkim nie w obrębach znanych religii, lecz poza ich strukturami. Jednak część tego procesu przebiega także wewnątrz istniejących kościołów i instytucji religijnych – tam, gdzie członkowie tych kongregacji nie utożsamiają się ze sztywnymi i separatystycznymi systemami wierzeń, których nieuświadomionym celem jest wspieranie poczucia oddzielności, od którego zależy wszak przetrwanie egoistycznych struktur umysłowych.

Pytanie: Ile czasu i wysiłku potrzeba na urzeczywistnienie „potęgi teraz”? Czy to naprawdę może nastąpić w jednej chwili, czy jest to praca na całe życie.

Eckhart Tolle: Potęga teraz może być zrealizowana tylko teraz. Nie wymaga ona żadnego czasu ani wysiłku. Wysiłek oznacza, że usilnie próbujesz gdzieś dotrzeć, a więc nie jesteś obecny, nie przyjmujesz tej chwili takiej, jaką ona jest.

   O ile przebudzenie nie wymaga czasu – możesz przebudzić się tylko teraz – to musi upłynąć czas, zanim będziesz mógł pozostawać przebudzony we wszystkich sytuacjach. Może się okazać, że często jesteś wciągany w stare uwarunkowane schematy odruchowe, szczególnie w obliczu wyzwań życia codziennego i związków międzyludzkich. Tracisz wtedy obecność określoną mianem świadka sytuacji i znów utożsamiasz się z „głosem w głowie”, nieustającym potokiem myśli z ich etykietami, osądami i zdaniami. Znów nie wiesz, że są to tylko etykiety, osądy i stanowiska mentalne (zdania), lecz kompletnie w nie wierzysz. W ten sposób stwarzasz konflikt. Potem cierpisz. Wreszcie, to cierpienie znowu cię budzi. Dopóki obecność nie stanie się dominującym stanem, możesz miotać się przez jakiś czas w tył i przód pomiędzy dawną i nową świadomością, między umysłową identyfikacją i obecnością. „Ile czasu będzie to trwało?” nie jest dobrym pytaniem. Sprawia, że tracisz z oczu chwilę teraźniejszą.

[z SatGuru tłum.: KMB]

Od Redakcji:

Eckhart Tolle urodził się w Niemczech w 1948r., gdzie spędził pierwsze 13 lat swojego życia. Po studiach w Londynie pracował naukowo na Uniwersytecie Cambridge. Dla otoczenia był raczej zwyczajnym człowiekiem, ale sam swoje wewnętrzne odczucia ujmuje tak: „Zanim osiągnąłem 30 rok życia, żyłem w stanie niemal bezustannego niepokoju przetykanego okresami zapędów samobójczych”. Krótko po 29-tych urodzinach nastąpił przełom, o którym Eckhart szczegółowo opowiada w wywiadzie. Gdzie indziej o tamtym poranku wspomina pięknie: "Obudziło mnie ptasie ćwierkanie za oknem. Nigdy przedtem nie słyszałem takiego głosu. Miałem jeszcze zamknięte oczy, gdy zobaczyłem obraz drogocennego diamentu. Tak, gdyby diament mógł wydawać głos, byłby on właśnie taki. Otworzyłem oczy. Pierwsze promienie świtu przesączały się przez zasłony. Bez jakiejkolwiek myśli poczułem, wiedziałem, że za światłem kryje się nieskończenie więcej niż to, co sobie uświadamiamy. Delikatna poświata przenikająca zasłony była samą miłością." W 1996 r. Tolle przeniósł się do Vancouver, gdzie zaczął pisać. W pracy tej wykorzystywał głównie notatki z 12 lat nauczania. Powstała z tego książka The Power of Now została po raz pierwszy opublikowana w 1998 r. i wkrótce, bez żadnej reklamy, stała się wielokrotnie wznawianym bestsellerem.

  Przedstawiony przez nas wywiad przeprowadziło amerykańskie wydawnictwo nagrań audio i wideo o nazwie Sounds True. Oryginał można znaleźć w internecie pod adresem: http://shop.store.yahoo.com/soundstruestore/interview-tolle.html

KMB

Teraz

Zapewniamy siebie samych, że życie będzie lepsze, kiedy się ożenimy, kiedy będziemy mieli dziecko, potem drugie dziecko. Później jesteśmy rozczarowani, że dzieci rosną nie dość szybko i myślimy, że będzie łatwiej, kiedy urosną. Następnie jesteśmy zawiedzeni, kiedy dzieci stają się nastolatkami i stają się trudne do wytrzymania. Jesteśmy przekonani, że kiedy wreszcie odejdą z domu, będziemy szczęśliwi.

    Mówimy sobie, że życie stanie się pełne, kiedy nasz współmałżonek będzie żył z nami w zgodzie, kiedy kupimy ładniejszy samochód, kiedy będziemy mogli pozwolić sobie na bardziej atrakcyjny urlop, albo kiedy pójdziemy na emeryturę.

    Prawda jest jednak taka, że nie ma lepszego czasu na bycie szczęśliwszym niż właśnie w tej chwili. Jeśli nie teraz, to kiedy? Nasze życie zawsze będzie wypełnione wyzwaniami. Najlepiej jest zdać sobie z tego sprawę i postanowić być szczęśliwym w każdych okolicznościach.

Więc przestań czekać

aż twój dom, czy samochód będzie spłacony

aż będziesz miał nowy samochód, czy dom

aż twoje dzieci opuszczą dom

aż skończysz szkołę

aż się ożenisz

aż dostaniesz rozwód

aż będziesz miał dzieci

aż pójdziesz na emeryturę

aż będzie lato

aż będzie zima

aż się zestarzejesz

aż umrzesz

    Nie ma lepszego czasu, aby być szczęśliwym, niż właśnie teraz. Szczęście to bycie w drodze, a nie dotarcie do celu. Więc pracuj jakbyś nie potrzebował pieniędzy, kochaj jakby cię nigdy nikt nie zranił i tańcz jakby nikt nie patrzył. Jeśli chcesz rozjaśnić czyjś dzień przeżyj to wszystko dla kogoś specjalnego. Ja tak zrobiłem! Przesyłam Wam miłość i światło.

Shaam

Z SatGuru tłum. J.R.

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.