Mario Mazzoleni

Brakujące ogniwo

     Przy okazji różnych spotkań nieodmiennie zadawano mi to samo pytanie, będące wyrazem zdumienia jakie w wielu ludziach budził fakt, iż ksiądz katolicki wykazuje zainteresowanie Osobą Sai Baby: „Jak to się dzieje, że ty, który miałeś tak ścisły kontakt z naukami Jezusa, poczułeś potrzebę znalezienia innego Mistrza.”
     Jest to pytanie bardzo interesujące, gdyż przypomina badanie czyjegoś sumienia, które nawet jeśli jest pełne pomieszania, jednocześnie odzwierciedla powszechną mentalność. Tak naprawdę w owym pytaniu można się dopatrzyć przynajmniej dwóch przesądów, powszechnie zresztą obecnych w mentalności ludzi, którzy otrzymali katolickie wychowanie.

Pewne z góry powzięte przekonania rodzą nieporozumienia

      Pierwszym nieporozumieniem jest wiara w to, że ksiądz podczas studiów teologicznych zapoznaje się z doktryną pozbawioną jakichkolwiek zniekształceń. Podczas dwóch tysięcy lat Chrześcijaństwa rzeczywiste nauki Jezusa były przekazywane nie bez pewnych uzupełnień, dogmaty katolickie zaś zrodziły się pośród niezliczonych kontrowersji doktrynalnych. W ciemnych okresach przeszłości życie niektórych mężczyzn i kobiet, promieniujących blaskiem cnoty i świętości, było osądzane jako niemoralne i szatańskie. Stąd rozróżnianie między doktrynami popieranymi przez ludzi o mentalności doczesnej a transcendentalną prawdą, o której świadczą słowa i czyny Jezusa, nie jest czymś niestosownym.
    Wyrazem kolejnego nieporozumienia jest myśl, że zwrócenie się ku Sai Babie oznacza „zwrócenie się ku innemu Mistrzowi”, zaś słowo „inny” w kontekście wiary nie oznacza nic innego jak „heretycki”. Należy tu podkreślić, iż ten drugi punkt widzenia wywodzi się z jeszcze głębiej zakorzenionego przesądu: wielu uważa, nie zapoznawszy się z przesłaniem Sai Baby, że nie powinno się go wyznawać, a nawet że jest ono niebezpieczne. „Wszystko, co nie należy do naszej tradycji jest niedobre,” myślą tacy ludzie.
    „Skandal” jakim jest fakt, iż katolik, a tym bardziej członek hierarchii kościelnej wyznaje filozofię Sai, bierze się z tych właśnie dwóch uprzedzeń. Poczyniwszy te oto wstępne uwagi, które już same w sobie powinny posłużyć za jakąś odpowiedź, przedstawiam postawione wyżej pytanie swemu sumieniu jako egzamin, przez który muszę przejść. Dlatego postaram się odpowiedzieć na nie zaglądając jak najgłębiej w swoje serce – do tej jego części, która nie musi zdawać sprawy ze swych wyborów przed nikim prócz Boga i nie dba o ludzką opinię.
    Droga prowadząca do Bhagawana Śri Sathyi Sai Baby i spotkanie z Nim oznaczały dla mnie odkrycie objawienia, które nadal trwa. Tak jakby Pismo Święte, dostępne dla ludzi wszystkich kultur i religii, miało zakończone tylko niektóre rozdziały, a za ostatnim zdaniem zamiast słowa „koniec” stał napis „ciąg dalszy nastąpi”. Gdyby Jezus nadal żył (tzn. gdyby był tu ciągle obecny w ciele fizycznym jak każdy inny człowiek), z pewnością wciąż miałby ludziom wiele do powiedzenia. „Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz [jeszcze] znieść nie możecie.” (J 16,12) – rzekł Swoim uczniom na krótko przed opuszczeniem tego świata.

Podstawowa Prawda

    Mimo to warto, bym zapytał siebie samego co wzbudziło we mnie tak wielkie zainteresowanie Sai Babą, że wykroczyłem poza zainteresowanie Jezusem. Rzecz jasna o postaci Jezusa nigdy nie zapomniałem ani nie zaszeregowałem Jej gdzieś niżej. Wszak nie wyrzuca się rubinu tylko dlatego, że znalazło się diament i nie można wyprzeć się Syna, kiedy się rozpoznało Ojca. Lecz pytaniem, które nieustannie stawia się memu sumieniu jest: „Czego więcej było ci trzeba?” I tym razem odpowiedzi udziela Jan Apostoł: „Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy... On Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam objawi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego powiedziałem, że z mojego weźmie i wam objawi.” (J 16, 13-15)
    Istniało coś, co Jezus pozostawił w Swoim sercu i czekał na właściwy czas, by to objawić. Studiując teologię czułem, że brakuje w niej jakiejś cząstki, która naświetliłaby wszystkie prawdy jako całość. Doktryna religijna Zachodu, choć będąca interesującą barwną mozaiką, przebogatą w obrazy, wciąż pozostawała niekompletna i nie odpowiadająca moim oczekiwaniom. W tej układance brakowało pewnych sporych elementów, co sprawiało, że jednolite przesłanie całości dzieła uczyniono niezrozumiałym. Aby w pełni ogarnąć przedmiot całego tego obrazu, należało ową układankę uzupełnić. W mojej pokornej opinii jednym z celów Misji Sai Baby jest właśnie uczynienie owej „mozaiki” kompletną.
   Jeśli można, chciałbym omówić wszystkie brakujące części, dające jasne pojęcie na temat całego obrazu i ukazujące czego w nim brakowało i czego poszukiwałem: drugiej połowy niebios. Zanim poznałem Sai Babę nie przywiązywałem zbyt wielkiej wagi do potęgi umysłu i do tego, jak ważne jest kontrolowanie go. Nie wiedziałem, że jakość duchowej podróży zależy od pokarmu fizycznego i psychicznego, nigdy też nie wyjaśniono mi „subtelnego” wpływu dobrego i złego towarzystwa.

Podobieństwo Nauk Jezusa i Sai Baby

    Nauki Jezusa zgadzają się z przesłaniem Baby. Czytając Ewangelie możemy z nich wydobyć zalecane w życiu cnoty takie jak czystość, roztropność, prawość, hart ducha i umiarkowanie. Kościół zawsze nauczał o prawdzie, nadziei i miłosierdziu jako o cnotach teologicznych, zawsze mówił o nakarmieniu głodnych, dawaniu schronienia utrudzonym, odwiedzaniu chorych, podkreślał konieczność pocieszania strapionych, przebaczania krzywd i cierpliwości wobec osób trudnych. W moim odczuciu siedem grzechów głównych, które wylicza doktryna katolicka to prawie te same przypadłości, na które wskazuje Sai Baba: pycha, skąpstwo, żądza, gniew, obżarstwo, zazdrość, niedbalstwo. Wszystko czego naucza Kościół jest bez wątpienia właściwe, lecz jest to część nieukończonej mozaiki. Tak naprawdę, gdyby ludzie znali troisty wymiar tworzący istotę ludzką (plan fizyczny, astralny i przyczynowy) oraz wpływ jaki te poziomy wywierają na życiowe wybory, nakazy Ewangelii stałyby się o wiele bardziej zrozumiałe, a wprowadzanie ich w życie znacznie skuteczniejsze.

Sai Baba prowadzi nas do naszego Najsubtelniejszego Poziomu

    Mogę powiedzieć, że Sai Baba nieustannie przywodzi nas do naszego najsubtelniejszego poziomu, to jest do Boskości. Jesteśmy Atmanem. Atman to niewidzialny, nieuchwytny byt. Nie jest możliwe, byśmy od razu przeszli z gęstego, materialnego wymiaru na płaszczyznę absolutu, transcendencji. Droga, którą wskazuje Baba przebiega stopniowo: aby przejść od stanu śmiertelności do nieśmiertelności po pierwsze należy odsunąć od siebie pragnienia materialne, następnie oczyścić je, by w końcu dokonać ich sublimacji do stanu, który pozwala na nieustające trwanie w szczęśliwości.
    Sai Baba robi wszystko, by pomóc nam na każdym poziomie: fizycznym, psychicznym, a nawet materialnym. Co więcej, On jest pośród nas i pomaga Swoim wielbicielom wprost, bez pośredników, dzięki obecności rozciągającej się od planu fizycznego po subtelny, od spotkania w cztery oczy na jawie do spotkania we śnie, od odpowiedzi udzielonej monosylabami po zdanie wychwycone w medytacji. Dlaczego mielibyśmy ignorować takie szczęście? Czyż nie byłoby głupotą stracić tak niepowtarzalną sposobność? Jezus z pewnością nie odczuwa zazdrości, jeśli chrześcijanin pokocha Sai Babę i będzie z radością kontynuował Swą Boską Misję nawet po upływie dwóch tysięcy lat, by zobaczyć jak spełnia się Jego modlitwa:„Ojcze Święty, zachowaj ich w Twoim imieniu, które mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno.” (J 17,11)
    Czy starczy jednego życia, by wyrazić wdzięczność owemu Boskiemu Lekarzowi, który przywraca życie? Uklęknąwszy i skłoniwszy się przed Dobrocią i Współczuciem Pana Sai, ofiaruję tę skromną myśl moim braciom.
Tłum. J.G.
(Cytaty z Ewangelii św. Jana pochodzą z Biblii tysiąclecia, Wydanie III) 

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.